niedziela, 31 grudnia 2017

Podsumowanie 2017 roku

Ostatni dzień roku to czas podsumowań. Jaki był 2017? Co się udało? Co nie wyszło?

W sumie nie umiem powiedzieć, czy ten rok był lepszy od 2016. Dalej było trochę pod górę, zwłaszcza w pracy - problemy z jedną wyżej postawioną osobą mocno nadszarpnęly moje zdrowie psychiczne. Na szczęście udało się tę kwestię rozwiązać solidną dawką odpoczynku oraz zmianą projektu. Przy lekkim wspomaganiu ze strony farmakologii. Obyło się bez zmiany pracy (i dobrze, bo kilka procesów rekrutacyjnych zakończyło się niczym...) I choć dalej jestem "pół szczebla niżej", to nie jest źle i nowy projekt jest bardzo fajny.

Nie wróciłam tez do pełnej sprawności jeśli chodzi o moją złamaną w Albanii rękę. Wciąż zakres ruchu pozostawia wiele do życzenia. Za to chyba w miarę rozgryzłam zagadki dotyczące mojego zdrowia, więc poza tym co wiem co mi jest chyba nie ma żadnych niespodzianek. Choć kilogramy dalej się nie zrzucają, ale forma i tak jest niezła, co czuć zwłaszcza na nartach. W ramach osłody zrobiłam sobie 4 nowe tatuaże ;)

wtorek, 21 listopada 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 16 i 17 - I skończyło się rumakowanie...

12 sierpnia 2017 - sobota

Do trzeciej nad ranem leje, ale poranek jest słoneczny. Poranne procedury wykonujemy pod czujnym okiem lokalnego dziadka i jego wnuka, którzy zaglądają z wielką ciekawością do każdego namiotu i wypytują o każdą rzecz w naszym ekwipunku. Podczas mycia talerzy po śniadaniu staję na śliskim kamieniu i wpadam w butach do wody. Zakładam więc klapki i idę umyć kubek, pamiętając, że kamienie są śliskie. Staję na jednym, który na taki nie wygląda. Ale za to się chwieje - ląduję w wodzie po raz drugi, ku uciesze ekipy. Chwilę po mnie, myjąc swoje gary, wpada do rzeki GaGatek, śmiejąc się, że powtarzała sobie w duchu, żeby nie popełnić moich błędów. Czyli dzień zaczynamy od dwóch Agat w wodzie ;)

Tankujemy na najbliższej stacji. Mają tu też gastrobudkę z hamburgerami z opcją drive-thru, z której korzystają lokalesi na koniach ;)

niedziela, 19 listopada 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 15 - Ciemno, zimno, mokro

11 sierpnia 2017 - piątek.

Spanie pod gołym niebem ma sporo zalet ale też kilka wad. Jedną z nich są muchy, które z lubością obsiadają wszystkie wystające spod śpiwora części ciała, zwłaszcza twarz i usta, a w sumie nie wiadomo gdzie wcześniej siadały... a może wiadomo i dlatego jest to tym bardziej nieprzyjemne...

Następuje kolejne przekonfigurowanie motocykli - ja wracam na moja Kozę, a niebieski XTek zostaje zapakowany do jakiegoś busa i ma wrócić do Biszkeku. Odkrywam, że w mojej DRZ nie ma tablicy rejestracyjnej - w sumie to nie wiem, czy gdzieś odpadła na trasie, czy została przykręcona XTkowi, żeby jakąś miał do transportu i ewentualnego rozliczenia kierowcy z wykonania zadania ;)

Zażywamy porannej kąpieli w jeziorze - kamienie, przy których wczoraj woda sięgała nam do połowy uda dzisiaj są prawie na brzegu.

Zanim wyjedziemy, przechodzę szybkie szkolenie z odpalania motka na krótko - działa, a ja za każdym razem mam przy tym spory ubaw i czuję lekki dreszczyk gdy sypią się iskry. Jedyny problem to to, że jak mi moto zgaśnie gdzieś przypadkiem, to chwile potrwa zanim je wystartuję.

Droga jest dobra a winkle fajne. Przy okazji podziwiamy przełomy Naryni.

czwartek, 9 listopada 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 14 - Podwójna kąpiel

10 sierpnia 2017 - czwartek

Noc jest słaba. Prawa ręka drętwieje mi nawet podczas snu...
Zgodnie z żądaniami mundurowych szybko (w miarę) zwijamy się z miejsca obozowiska. Moja koza co prawda ma już prowizoryczną spinkę i nowe klocki, ale okazuje się, że nie mamy płynu dot 4 na stanie, więc dalej lekka lipa z przednim hamulcem. Dzisiaj znowu ujeżdżam XTka. Co prawda ma nowy filtr powietrza i pewnie kilka koni więcej, ale dalej wg mnie prowadzi się do dupy bo trzeba mocno odkręcać manetkę gazu.

Na podjazd pod jedną z przełęczy zamieniam się z Olą i jadę KTMem 690 Enduro. Ten z kolei na ruch manetki gazu reaguje aż za dobrze. Trzeba uważać, bo kostka na tylnej oponie jest już mocno wytarta, więc nie zawsze trzyma się nawierzchni.

niedziela, 5 listopada 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 13 - Bez hamulców

09 sierpnia 2017 - środa

Poranek jest bardzo spokojny i atmosfera w "kurorcie" niczym nie przypomina tej z poprzedniego popołudnia i wieczoru. Można jeszcze raz, na spokojnie, przyjrzeć się surowemu krajobrazowi.

Śniadanie jest hitem. Przed każdym ląduje talerz, a na nim 5-6 jajek sadzonych. Do tego chleb i herbata. Na bogato. Nawet kot nie może przejeść tego czego my nie możemy przejeść. Powoli pakujemy bagaże i wsiadamy na motocykle. Już jest gorąco, a dzień się jeszcze dobrze nie zaczął.

wtorek, 10 października 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 12 - Zimna woda, ciepła woda

08 sierpnia 2017 - wtorek

Biwakowe zdolności Bawarki i moje dobrze ze sobą grają. Jako pierwsze składamy namiot i jesteśmy przygotowane do wyjazdu. W moim motku został poprawiony naciąg łańcucha, który podobno wczoraj przyczynił się do wywrotki "bez powodu".

Marta rusza pierwsza, ja chwilę czekam, ale też wyjeżdżam w kierunku końca doliny. Przedpołudnie chcemy spędzić nad jeziorem Besh Tash. W zasadzie mamy świadomość, że najtrudniejsze i najbardziej wymagające elementy wyprawy są już za nami - teraz więcej czasu możemy poświęcić na relaks i ładowanie baterii.

Droga doliną prowadzącą wzdłuż rzeki jest naprawdę widokowa. Zdarza się kilka przepraw przez wąskie strumienie, zjazdów i podjazdów, ale generalnie jest łatwo.

niedziela, 8 października 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 11 - Do trzech szpitali sztuka

07 sierpnia 2017 - poniedziałek

Słońce wschodzi za górą, więc po obudzeniu wcale nie jest ani szczególnie jasno, ani ciepło. Mały Kirgiz już nam we wszystkim asystuje. Najpierw przyjeżdża na krowie, a potem na koniu. Dzięki temu mamy przegląd całego inwentarza w dobytku rodziny. Zbieramy się z obozu po śniadaniu. oczywiście wszytko dzieje się pod czujnym okiem lokalesów, którzy, jak wczoraj, patrzą na nas ze wzgórza. Hania jeszcze tylko przynosi w baniakach wodę ze źródełka i możemy ruszać.

sobota, 7 października 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 10 - Dzień jak co dzień

06 sierpnia 2017 - niedziela

Mimo, że pobudkę ustaliłyśmy na 8:30, to budzę  się przed piątą słysząc poranne śpiewane modlitwy gdzieś w pobliżu. Ale, że jestem śpiochem, to dosypiam do właściwej pory na pobudkę. Śniadanie jest pyszne - poza standardowymi jajkami są jeszcze naleśniki i racuchy, które w tempie przyspieszonym znikają z talerzy. Od Sambora, z którym siedzę przy stoliku dostaję największy komplement, jaki chyba kiedykolwiek (a przynajmniej ostatnio) udało mi się usłyszeć - że wyrobiłam się w jeździe na moto. Uuuu, urosłam. :)

Bagaże pakujemy na motki i do auta w atmosferze ogólnej głupawki i przebieranek. Moto Bawarki, pomimo porannego testu, który zdał pozytywnie, znowu nie odpala, więc chwilę opóźnia to nasz wyjazd. A potem ruszamy.

środa, 20 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 9 - Szutrowy raj

05 sierpnia 2017 - sobota

Rano jest... rześko. Na trawie oraz na motocyklach jest warstwa szronu. Ale dzień zapowiada się ładny i słoneczny - nie ma ani jednej chmury na niebie. Słowacy są lekko zmęczeni - wszystko zwalają na to, że pili wodę "niegazirowaną", pewnie po "gazirowanej" by nie było problemu ;)

Bez pospiechu jemy śniadanie i pakujemy się. Lokalne panie rozkładają na trawie kiermasz filcowych wyrobów, więc mamy też czas na shopping. Tak naprawdę chcemy też \zwiedzić karawanseraj, ale jeszcze nie jest otwarty o tej porze i, mimo, że prosimy o otwarcie, gdzieś ta prośba umyka a my nie chcemy czekać w nieskończoność. Więc zwiedzamy tylko z zewnątrz, a ja oczywiście muszę wleźć na górę.

wtorek, 19 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 8 - Karawana (nie) jedzie dalej

04 sierpnia 2017 - piątek

Pobudkę równo o 7:00 fundują nam gospodarze odsłaniając tundiuk, czyli otwór w sklepieniu jurty. I nagle robi się jasno. Śniadanie mamy zamówione na 7:30, ale to raczej "kirgiska 7:30", więc się nie spieszymy. A to błąd - o umówionej godzinie śniadanie jest na stołach, więc jak przychodzimy, to jajka są już lekko zimne.

Pogoda się polepszyła, więc, po odpaleniu motka GaGatka na pych, możemy jechać. Najpierw po własnych śladach do "głównej drogi". Ekipa z pierwszego turnusu himalajskiego narzuca sobie bardzo sprawne tempo i doganiamy znajome terenówki. Na rozstaju dróg koledzy koniecznie chcą fotkę ze "słabą płcią".

niedziela, 17 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 7 - Konie nie-mechaniczne

03 sierpnia 2017 - czwartek

Leje do czwartej nad ranem. Podobno, bo ja śpię jak zabita, więc nic nie słyszę. Rano czeka nas przez to suszenie namiotów. a mnie dodatkowo wszystkiego tego, co miałam w rogalu (na szczęście nie było tam nic super wrażliwego na wodę). Na śniadanie robimy jajecznicę - w sumie wczoraj padła taka nieśmiała propozycja-marzenie, że obok jest jakieś domostwo, więc pewnie maja kury, więc może jajka od nich kupić, lub podprowadzić w ostateczności, ale okazuje się, że Ania zadbała o to wszystko wczoraj w sklepie i nie zdradziła niespodzianki aż do teraz.

sobota, 16 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 6 - Więcej szczęścia niż rozumu

02 sierpnia 2017 - środa

o porannej jodze zapominamy i na tym wyjeździe chyba będą z tego nici. Śniadanie (wszystkie potrawy są z kolendrą, więc się nie najadłam...) jest o 9:00, a wyjazd jeszcze sporo później, bo trzeba naprawić coś w delice i pospawać jeden z motocykli. Czas wykorzystujemy na pakowanie, ładowanie sprzętu elektronicznego "na zapas". Ania otwiera salon fryzjerski... Potem service car jedzie na zakupy a my tankujemy motocykle. Wtedy też przychodzi mi SMS, że cały mój pakiet internetowy się skończył. Ale jak to? 12 GB? Już? Głównie w trybie offline? Nie może być... W sumie przez następne dni i tak nie będzie zasięgu, więc doładuję konto przy jakiejś najbliższej okazji jak się nadarzy.

czwartek, 14 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 5 - Shit happens

01 sierpnia 2017 - wtorek

Wczoraj przed pójściem spać umówiłyśmy się, że dzień zaczynamy jogą o 7:15. Nastawiam budzik na parę minut wcześniej, ale o umówionej porze nikogo nie ma poza namiotami, co więcej, nie widać absolutnie żadnego krzątania czy innych ruchów wskazujących, że ktokolwiek wstał. Dopiero koło ósmej widać jakieś pierwsze aktywności. Na śniadanie jemy twarde jak kamień buły. Procedurę startową mamy wybitnie spowolnioną i ruszamy dopiero około 10. Chyba wszyscy musieli się zregenerować. W dodatku motek GaGatka jakoś nie kwapi się, żeby zapalić, więc chwilę trwa, zanim da oznaki życia.

środa, 13 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 4 - Niedoszły napad na kopalnię złota

31 lipca 2017 - poniedziałek

Rano chętni jadą nad jezioro Issyk Kul, żeby się popluskać. Ja odpuszczam - muszę ogarnąć kilka rzeczy: przepakować się w odpowiedni sposób, żeby w rogalu mieć najpotrzebniejsze rzeczy, zamontować nawigację i takie tam.

Po śniadaniu i rozliczeniach za wczorajsze browary jedziemy załatwić najpotrzebniejsze rzeczy: zatankować i do sklepu. Tankowanie przebiega sprawniej, bo wg normalnej dla nas procedury. Za to jest lekki problem ze sklepem - najpierw nie możemy go znaleźć (szukamy jakiegoś większego, ale nie ma), a potem ten, który jest (klasyczny mały blaszak) nie ma w zasadzie nic co by nas interesowało. Zresztą, sklepy wyglądają mniej więcej tak: połowa asortymentu to alkohol, głównie wysokoprocentowy, ćwierć to przepity i inne napoje, a ostatnia ćwiartka to wszystko inne: gwoździe, chemia gospodarcza i rybki w puszkach...

sobota, 9 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 3 - Ucieczka z Biszkeku

30 lipca 2017 - niedziela

Dolatujemy mniej więcej o czasie czyli około 5-6 rano lokalnego czasu. Zmemłane i padnięte. Niestety jeden dzień, który miałyśmy na regenerację przed ruszeniem w trasę już nam nie przysługuje, przez dwudziestoczterogodzinną obsuwę samolotową.

Dla mnie dzień zaczyna się pechowo - moja torba na taśmie bagażowej podjeżdża uszkodzona - całkiem rozpruta jest jedna kieszeń, z której radośnie wystają rzeczy, które były w środku - buty motocyklowe, jetboil i kilka innych "cennych drobiazgów". No super :( nie wygląda na to, żeby czegoś brakowało. robię zdjęcia uszkodzeń, resztę zawartości sprawdzę "na spokojnie" później.

środa, 6 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 2 - Utknięte w Stambule

29 lipca 2017 - sobota

Bawarka urządza wszystkim pobudkę pukając do drzwi. Zbieramy się na śniadanie. W sali jadalnej, a raczej w kilku salach, panuje lekki chaos, ale w końcu udaje nam się przejąć stolik i poznosić talerze z wszelakimi dobrami. Szabrujemy też butelkę mineralnej. Wymieniamy kasę w recepcji hotelu po w miarę normalnym kursie i zamawiamy sześcioosobową taksówkę. Nas jest pięć, ale bierzemy ze sobą Pawła, który się wczoraj dołączył do naszej orlicowej grupy. Przyjeżdża normalny samochód, więc razem z kierowcą jest nas siódemka. Ale nie ma problemu, zabierze nas. Jakoś udaje się wcisnąć i skompresować. Po pół godzinie jesteśmy w centrum i ruszamy na podbój zabytków.

niedziela, 3 września 2017

Kirgistan 2017 - Dzień 1 - Nie ma fruuu do FRU

28 lipca 2017 - piątek

No to lecim. Najpierw z Krakowa do Warszawy. Udało się kupić bilety na samolot w cenie niższej od kolejowych, więc całkiem nieźle. W Warszawie odbieram swój wielki bagaż - serio - to największa torba z jaką kiedykolwiek udało mi się podróżować. No ale tak to jest, jak się bierze "wszystko", również do wspólnego użytku. Bagaż może i duży gabarytowo, ale waży regulaminowe 25 kg. No... prawie. Okazało się, że w "Locie" maksymalnie jest 23 kg. Ale pani z okienka check-in po wstępnym marudzeniu puściła bez dopłaty za nadbagaż. No to jestem w Wawie i czekam. W sumie, to dzisiaj mam też telefoniczną rozmowę o pracę, którą mam nadzieje uda mi się odbyć z lotniska. Lot jest opóźniony.

sobota, 2 września 2017

Kirgistan 2017 - Support Team

Orlice oczywiście same dają radę wszędzie i ze wszystkim (np. zdiagnozowaniem i usunięciem stuków w KTMie czy sprawieniem, że motek, który zdechł podczas jazdy - ożył) ;) ale czasami przydaje się wsparcie, żeby nam się manicure nie psuł od razu, tylko w połowie wyjazdu :) Poza tym - zawsze to raźniej i sympatyczniej






Kirgistan 2017 - Who is who?

Dziewięć kobiet.
Każda inna.
Różny wiek, wykształcenie, zawód. Różny stan cywilny, majątkowy. Różne miejsca zamieszkania, nie tylko w Polsce, ale i Europie. Różny wzrost, postura, kolor włosów.

I wspólna pasja - podróże motocyklowe.

W pewnym sensie tworzymy ciekawą mieszankę, ale z drugiej strony potrafimy znieść wiele niewygód, spakować się w niezbędne minimum, chodzić przez dwa tygodnie w jednych ciuchach, nie narzekać na zimną wodę, mokre buty, brud pod paznokciami i fryzury "spod kasku".

Oto My.
Orlice ADVfactory z ekipy Kirgistan 2017.

czwartek, 27 lipca 2017

Kirgistan 2017 - Prolog

Czemu tak jest, że wszystko musi się dziać jednocześnie? A przed wyjazdami następuje dodatkowe spiętrzenie?

Po pierwsze to znowu przed "głównym wyjazdem sezonu" zmieniam pracę, a w zasadzie próbuję zmienić, bo jakoś w tym roku słabo na rynku... Chyba nie umiem pracować w korporacji, w której nie ma szacunku dla pracownika i generalnie nic się nie może. Miało być lepiej, okazało się gorzej. Jakoś w życiu złych wyborów dokonuję...

W dodatku tydzień temu odszedł jeden z moich najlepszych znajomych i dzisiaj odprowadzałam go w ostatnią podróż. Niech objeżdża fajne offy w zaświatach.

Słodycz miesza się z goryczą. Tabletki szczęścia z napisem "GS" ostatnio czasem zawodzą... tyle bym chciała, a tak niewiele mogę. Znowu czas przewietrzyć głowę z dala od wszystkiego.

Jeszcze tylko muszę się spakować.

Jutro rano wylatuję. Kraków - Warszawa - Stambuł - Biszkek.

W niedzielę SPOT powinien zacząć nadawać, więc można śledzić >>TU<<

Trzymajcie kciuki.




środa, 26 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - Dzień 6 i 7 - Alpen Masters

16 czerwca 2017 - piątek

Łóżko miało strasznie miękki materac. Moje jest dużo wygodniejsze ;) Schodzę na śniadanie. Stół przykryty jest szydełkową serwetą, wszędzie pełno pierdółek, durnostojek i innych kurzołapów, w których lubują się mieszkańcy tej części świata. Lalki, poduszki, domki, budki, talerze, figurki, sztuczne kwiatki. I jeden prawdziwy, prosto z ogrodu, na moim talerzu - dla ozdoby. Miło w sumie, takie drobiazgi się liczą. Po śniadaniu reguluję rachunek z właścicielką, dowiaduję się, ze mój niemiecki jest niezły (ha ha), zawracam Oliviera na trawniku (nie zaryzykuję tego manewru na żwirze ;) ) i ruszam w stronę Bolzano. Potem okazuje się, że droga, którą chcę jechać jest zamknięta, więc kombinuję jakiś objazd, który tez jest niczego sobie.

W planie na dzisiaj jest Przełęcz Czelendż - kilka fajnych przełęczy z milionem zakrętów. No to jadymy.

wtorek, 25 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - Dzień 5 - Co za dzień...

15 czerwca 2017 - czwartek

Ale tu fajnie i cicho. Góry są magiczne. Za oknem widać początek pięknego, słonecznego dnia. Nie tracąc czasu zjadam śniadanie i rozliczam się za pobyt. Pakuję graty na moto i ruszam na przejażdżkę w dół zakrętasów na Stelvio. Jest fajnie, pusto, więc można skupić się na jeździe, a nie wyprzedzaniu czy mijaniu w zakrętach rowerów, skuterów, ciągników z niemieckimi dziadkami w skórzanych szortach czy innych wynalazków.

Potem robię tę samą trasę w górę. Tu jest jeden deko upierdliwy odcinek, bo trzech Niemców wymyśliło sobie, że chcą mieć film, więc zapakowali chyba swojego kumpla do bagażnika osobówki i jadą całą szerokością drogi, a ten bagażnikowy ich "kręci" Snują się dość wolno, nie da się ich wyprzedzić, więc będą mieli mnie jako mistrzynię drugiego planu w nagraniu. Po dwóch winklach zatrzymują się, tuz koło martwego świstaka leżącego na środku jezdni - ciekawe kto go trafił...

Gdy mijam punkt Foto-Stelvio zapamiętuję godzinę, żeby potem odszukać siebie na fotkach.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - Dzień 4 - Siedem lat w Tybecie

14 czerwca 2017 - środa

Śniadanie mistrzów. Jest pyszne jak wczorajsza kolacja. Wybór wszystkiego - przesympatycznie. Pakuję motek i robię jeszcze małą rundkę po wiosce, żeby zrobić fajne fotki. Gdy zapinam pasy na bagażu podjeżdża dostawczak z zaopatrzeniem w napoje. Przeciska się przez wąskie uliczki, ale na szczęście staje tak, że jestem w stanie go ominąć Olivierem.

Przez jeden z "tuneli" wyjeżdżam z wioski na spory parking przy placu zabaw, a następnie na "główną" drogę.

środa, 19 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - Dzień 3 - Trzymaj Gardę

13 czerwca 2017 - wtorek

Nie, nie budzą mnie o świcie dzwony wzywające na poranną modlitwę. Jest cicho, może jedynie ptaszki świergolą za okiennicami (na których zresztą suszą się moje gacie, mam nadzieję, że nie ku zgorszeniu zakonnic). Budzę się całkiem wyspana. Olivier chyba też jest OK, choć spadło na niego kilka szyszek - może zrobię sobie z nich matę pod tyłek? ;)

Śniadanie jest na sporej sali, w której siedzą już jacyś  "hotelowi goście" - głównie starsze pary, takie 75+. "Za barem" krzątają się zakonnice. Śniadanie to szwedzki stół, słodkości plus standardowe włoskie elementy: mortadela i żółty ser. Croissant staje się zjadliwy dopiero gdy otrzepuję go z tony cukru pudru.

Nie mogę zająć dowolnego miejsca - mam przydzielony stolik, o czym informuje karteczka z numerem pokoju i pojedyncze nakrycie.

wtorek, 18 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - Dzień 1 i 2 - Rozbiegówka

11 czerwca 2017 - niedziela

Dzisiaj jest dzień autostradowy. Wyjeżdżam z domu ok. 9:00, więc niezbyt wcześnie. Nie mam na nic ciśnienia - wiem gdzie dojechać, wiem którędy, pogoda ma być dobra. Wybieram widokową trasę przez Polskę. Przeprawiam się promem w Czernichowie do Brzeźnicy i dalej wbijam się w lokalne drogi. Przede mną jedzie seicento a la wiejski tuning z głośnym wydechem. Zza uchylonej ciemnej szyby wylatuje na jezdnię tuż przede mnie, a następnie turla się na pobocze lekko zgnieciona puszka po piwie "Tyskie ponad wszystkie". Ech, jak ludzie mogą tak syfić?

czwartek, 13 lipca 2017

Expresso Dolomiti 2017 - prolog

W tym roku to chyba tradycja, żeby prologi pisać post factum. Ale obiecuję poprawę w tej kwestii :)

Do ostatniego momentu nie wiedziałam co wybrać na 'długi łykend" w czerwcu - czy Polskę i szlak latarni morskich nad Bałtykiem, czy Włochy i objazd jeziora Garda.

W końcu postanowiłam. Garda. To też był kiedyś jeden z planów, chyba w 2015 roku, ale zamiast tego wybrałam Polskę i "Long Way Round".

Na szybko opracowałam z grubsza trasę, rozeznałam się gdzie tam można spać, wysłałam kilka zapytań o noclegi, w tym jedno do Eli i Sławka prowadzących pensjonat Imbachhorn w Fusch. Niestety - brak miejsc... Ale... W tym czasie jest tam Motoszkoła na Expercie... No i się udało zorganizować dorzucenie mnie do jednego z pokoi zajmowanych przez kursantów - jeszcze raz dziękuję za tę możliwość :)

środa, 12 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Epilog

Korsyka w planach była już jakiś czas. chyba nawet dwa lata temu myślałam o tym, żeby tam pojechać, ale za każdym razem brakowało finalnej decyzji.

W tym roku też mało brakowało, żeby wyjazd był do Grecji, do dawno obiecanej Olivierowi Kalamaty.

Szkoda, że nie da się jechać wszędzie naraz...

Korsyka: Tak samo jak Bhutan czy Kolumbia - to świetne miejsce do jazdy po winklach. Prostych dróg jest niewiele, a zakręty potrafią solidnie zmęczyć. W dodatku dookoła jest pięknie i czasem trudno skupić się na drodze, a to grozi niefajnymi konsekwencjami. Wyspa ma jednak dwie poważne wady - jest daleko od Polski i jest droga. Zarówno w kwestii zakwaterowania, jak i paliwa czy wyżywienia. Piwo w knajpie potrafiło kosztować 8 euro...

wtorek, 11 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 10 - Byle dalej

07 maja 2017 - niedziela

Na górze jest gorąco. Następnym razem trzeba koniecznie mieć miejsca niżej. No i ciasno. Nie wiem jak Piotrek się mieści... No ale przynajmniej nośność łóżek w pociągu jest przetestowana - nikt nie ucierpiał. Zasadniczy austriacki konduktor przynosi śniadanie - tym razem rzeczywiście oprócz napoju są dwie bułki i jakieś smarowidła na słodko. Na szczęście mamy trochę szynki z wczoraj. W sumie mamy też ser, ale tak śmierdzi, że nie otwieramy go - nie zrobimy tego naszym współtowarzyszom podróży...

Dojeżdżamy do Wiednia i możemy się powoli wypakowywać. Piotrek mówi, ze trochę szumi mu w głowie po wczorajszych baletach. Ja też jestem trochę zmęczona, ale bardziej od spania "na górnej półce".

Niestety, motków mamy nie ruszać. Zasadniczy konduktor mówi nam, że są wymogi BHP i do tej pracy trzeba mieć kaski... Eeee, Włosi się nie czepiali. A w sumie kaski mamy. Piotrek nawet zakłada swój i dalej majstruje przy odpinaniu motka. Ja poczekam aż ktoś to za mnie zrobi, co sobie będę ręce brudziła ;)

poniedziałek, 10 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 9 - Krzywa wieża

06 maja 2017 -  sobota

Hotelowe śniadanie kosztowało 9 euro (!!!) od łebka. I nie dość, że jest spóźnione, to w ogóle tej kasy nie jest warte. Motki zapakowane, ruszamy. Do portu mamy kilkaset metrów, ale dziwne rozwiązania komunikacyjne powodują, że robimy kilka kilometrów, gubiąc się tu i tam w uliczkach Bastii. W porcie standardowo mamy godzinę oczekiwania. Motocykle dostają naklejki na transfer, wg nich nazywamy się Lange Lange i Krupa Krupa :) Ale są w kolejce i tacy, co się ustawili prawie na pole position, a nie dostali naklejek, więc musieli się cofnąć do wjazdu do portu i naklejki pobrać. A tak w ogóle, to dzisiaj, tj. 6 maja, jest International Female Ride Day 2017, więc - Baby na motóry!

sobota, 8 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 8 - Monte Cinto

05 maja 2017 - piątek

Po śniadaniu, na którym tradycyjnie sortuję kostki cukru na spodeczku mamy do wykonania ważną misję. Musimy wydrukować bilety na prom z Bastii do Livorno. Wypływamy jutro rano i chcemy temat ogarnąć dzisiaj, żeby mieć wszystko przygotowane. Pytamy pani w recepcji (po angielsku) czy można wydrukować kilka stron. Niestety nie (odpowiada po francusku), drukować można na poczcie, która jest dwie uliczki obok. Zapakowani na motocykle zajeżdżamy pod pocztę. Tam naszym problemem zajmują się dwie osoby, bo nie bardzo nas rozumieją i nie wiedzą o co nam chodzi. W końcu jeden z pracowników poczty wbija nam w nawigację adres punktu xero/druk - podobno tam się uda. Kilka stromych uliczek dalej jest maleńki sklep biurowo-papierniczy i rzeczywiście można tu wydrukować nasze bilety. Pan na koniec mówi "ejtin sę" więc dostaje 18 eurocentów i trochę się krzywi. Chodziło mu o 80... Płacimy, chowamy wydruki i spadamy.

piątek, 7 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 7 - Zakrętowy zawrót głowy

04 maja 2017 - czwartek

Poranek jest nawet pogodny - może się utrzyma przez cały dzień. Dzisiaj jedziemy na lekko, więc sprawniej niż zwykle wskakujemy na motki - odpada cała procedura pakowania i montowania bagaży. Chwilę jedziemy na południe po wczorajszej trasie, którą przemierzaliśmy w deszczu. Teraz możemy podziwiać widoki i czerpać przyjemność z szybkich zakrętów. Wzdłuż drogi biegnie kolejka wąskotorowa, która co jakiś czas przejeżdża przez wieloprzęsłowe wiadukty. Obowiązkowo zatrzymujemy się w punkcie widokowym.

poniedziałek, 3 lipca 2017

Projekt Kirgistan 2017 - Tylko dla Orlic

Zeszłoroczny eksperyment polegający na babskim wyjeździe w Himalaje Indyjskie udał się w stu procentach. Albo i nawet bardziej, bo w tym roku, Orlice (w składzie zbliżonym do zeszłorocznego) będą eksplorować Kirgistan, na lżejszych motocyklach.

Będzie więcej: offu, kurzu, pyłu, gorących źródeł, psów i niewygód.

Będzie mniej: zwiedzania, łażenia, asfaltu, zakwaterowania w ho(s)telach (bo głównie namioty i jurty), prądu.

W planach mamy zobaczenie najładniejszych miejsc Kirgistanu, z dala od głównych dróg i utartych szlaków. Szczególnie zachwycające mają być jeziora - oprócz oczywistych Issyk kul i Song Kul pojedziemy nad Besh Tash oraz leżące blisko Chin Chatyr Kol i Kol Suu, do którego wujek Google nie pokazuje żadnej drogi.
Podczas wyprawy pokonamy ok. 2000 km, z czego większość po szutrach i terenie. Podobno nie będzie bardzo trudno, ale na pewno też nie będzie łatwo. Pokonamy kilka przełęczy - najwyższa ma 4655 m npm. Wg zapowiedzi będzie upalnie, nawet do 40 stopni. Momentami może być zimno, a nocą może spaść śnieg. Ale nie powinno być deszczu :)
Wiem, że na pewno będzie fajnie. Już się nie mogę doczekać :)

niedziela, 2 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 6 - Nadmiar winkli

03 maja 2017 - środa

Śniadanie jest takie jak zwykle na Korsyce, czyli zupełnie nie w moim stylu, ale coś jeść trzeba. W ramach rozrywki układam kostki cukru wg obrazków na opakowaniu. Zapowiada się kolejny ciepły dzień, mamy dobry timig, jeśli chodzi o przemierzanie wyspy, więc opracowujemy trasę na dzisiaj.

W planie jest bardzo kręta trasa po trzeciorzędnych, widokowych drogach. Ale najpierw musimy znaleźć sklep i uzupełnić zapasy wody i kupić jakąś przegrychę na później. Znajdujemy większy market, zostawiamy motki na parkingu i idziemy do środka. Niestety na salę zakupową nie możemy wnieść kasków, o czym zwięźle przypomina nam pan siedzący przy wejściu za biurkiem i pilnujący, żeby nikt nie łamał określonych zasad. No trudno. Zostaję przy wejściu z kaskami, Piotrek idzie po zakupy.

sobota, 1 lipca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 5 - Królewskie schody

2 maja 2017 - wtorek

Rankiem port cargo daje się we znaki - od świtu kontenery wjeżdżają i wyjeżdżają z promów, które następnie wypływają z portu oznajmiając to przeciągłym dźwiękiem. Standardowo dzień zaczynamy od śniadania, potem pakowanie i "na koń".

Z Ajaccio wyjeżdżamy główną drogą, prawie autostradą. Lekko gubimy się przed wjazdem w podrzędną dróżkę D302 - ale sprawnie zawracamy i skręcamy tam gdzie trzeba. Asfalt iskrzy się w słońcu. Lokalny listonosz trochę nas kąsa na winklach, ale nie dajemy się wyprzedzić. Powietrze pachnie skoszoną trawą a z drogi widać panoramę Ajaccio.

czwartek, 29 czerwca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 4 - Kolumb i Napoleon

1 maja 2017 - poniedziałek

Pół śniadania, które jemy na tarasie, wpiernicza nam kot, który ostentacyjnie łasi się i żebrze o jedzenie. Oczywiście standardowo po kociemu - "co tam masz?", "daaaaj", "łeee z podłogi to nie jem"... A że ja jestem kocia mama (i dalej nie wiem co wstrzymuje mnie przed posiadaniem kota, bo w końcu jestem "starą panną" w odpowiednim wieku - chyba tylko to, że dość często mnie nie ma  a nie mam sumienia obarczać rodziny opieką nad zwierzakiem - Tata zajmuje się już trzema...), a Piotrek to weterynarz, to zwierzaki, a zwłaszcza kiciusie, mają szczególne względy.

Pogoda jakby lekko się psuje i zaczyna kropić. W momencie, gdy pakujemy motki nadchodzi ulewa, więc ubrani i przygotowani do jazy czekamy w hotelowym lobby aż się przejaśni. Prognozy mówią, że do 11 przestanie padać. Gdy tak sobie siedzimy na dizajnerskich fotelach w kształcie twarzy (dygresja: w salonie manicure w Krakowie, gdzie chodziłam, były fajne fotele w kształcie klęczących kobiecych pup :)) podchodzi do nas młoda dziewczyna, chyba managerka hotelu i zaczyna rozmowę po polsku. Chwilę gadamy, po czym ona prosi nas o rozsądek podczas jazdy, zwłaszcza po deszczu, bo drogi są śliskie i ona sama tak zaliczyła glebę na moto. Nie ma to jak wspólna pasja.

niedziela, 25 czerwca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 3 - Cap Corse

30 kwietnia 2017 - niedziela

Coś jest nie tak. nie wysapałam się, co rzadko mi się zdarza. W dodatku mam pewien problem w łazience - jak siedzę na kibelku, to nie dostaję nogami do podłogi... nikt nie mówił, że będzie lekko ;)

Omawiamy z Piotrkiem plan i trasę na dzisiaj i idziemy "w miasto" na śniadanie. Najbliższy sklep jest zamknięty, ale udaje się zlokalizować sympatyczną lokalną kawiarnię. Siadamy przy jednym ze stolików przed lokalem, zamawiamy espresso i croissanty, czyli typowy zestaw śniadaniowy w tym regionie. W sumie ani kawa ani pompowane buły nie są moim typowym pokarmem, więc w sumie mam ochotę na coś bardziej konkretnego. Klucząc po uliczkach znajdujemy sklepik z lokalnymi produktami, gdzie kupujemy kawał śmierdzącego sera, kilka plastrów surowej szynki i bagietkę. No i mamy śniadanie mistrzów :)

Podwójne jedzenie sprawia, że wyruszamy z trzydziestominutowym poślizgiem w stosunku do planu, ale ponieważ każde z nas ma włączony tryb urlopowy zupełnie nam to ni przeszkadza. Z Bastii kierujemy się na północ, dość uczęszczaną drogą wzdłuż wybrzeża.

czwartek, 8 czerwca 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 2 - Promem

29 kwietnia 2017 - sobota

O 7 rano budzi nas wszystkich łysy włoski konduktor, przynosząc śniadanie. No może nie wszystkich - dwie babeczki wysiadły w Bolonii, ale na tyle cicho, że nikt się nie obudził. I właśnie, niekoniecznie śniadanie, tylko napoje. Po obiecanych kajzerkach z dżemem nie ma śladu. Wypijam więc moją zieloną herbatę. Za oknem jest słonecznie. Słońce, woda, wiatr, przygoda. To za chwilę. Dojeżdżamy do Pisa Centrale, więc następną stacją będzie Livorno. Powoli kończymy podróż pociągiem. W Livorno mamy się wszyscy wypakować z pociągu. i tyle komunikatów. Nie wiadomo gdzie pojechała mała ciuchcia z platformą z motkami. Piotrek i ja podążamy za tłumem. Wszyscy okupują kilka murków i czekamy. Od czekania chce mi się siku, ale nie mam drobnych eurasów na wejście do kibla bramkowanego automatem. Trzeba poczekać, aż ktoś będzie wychodził... Adam i Marcin próbują ogarnąć bilety powrotne, żeby już nie musieć jechać "na gapę".

środa, 24 maja 2017

Moto Corsica 2017 - Dzień 1 - Motory na tory

28 kwietnia 2017 - piątek

Wyjazdy w deszczu są dla mnie standardem. Dzisiejszy poranek jest kolejnym na to dowodem. Spakowana jestem od poniedziałku, bo we wtorek musiałam służbowo lecieć do Niemiec. Wróciłam wczoraj, a raczej dzisiaj po północy. Więc jeszcze jestem średnio wyspana. Jem śniadanie, ogarniam ostatnie rzeczy. Montuję bagaż na Oliviera. Przy okazji okazuje się, że w serwisie zapodziali mi gdzieś śrubki do mocowania tankbaga, a same paski gdzieś luźno wiszą sobie w przedniej części motka - dobrze, że nie wypadły podczas ostatniej jazdy, jak sprowadzałam moto do domu...

Dokręcam śrubki, bo zauważyłam kilka luźniejszych. Jest kwadrans obsuwy. Piotrek, który miał po mnie podjechać pewnie siedzi na zewnątrz i moknie, chyba, że przestało padać. Ufff, przestało. A następnym razem muszę mniej na wariata jechać i zdecydowanie mieć czas, żeby przeglądnąć moto po odbiorze z serwisu pod kątem ewentualnych niedoróbek.

poniedziałek, 22 maja 2017

Moto Corsica 2017 - Prolog

Chyba nigdy nie pisałam prologu PO wyjeździe, ale jak widać, kiedyś musi być ten pierwszy raz.

W ferworze zmagań z rzeczywistością po prostu nie znalazłam na to czasu. Było sporo wyzwań w pracy, gdzie kluczowe sprawy z dwóch projektów nałożyły się całkowicie na siebie. Oprócz tego trochę jeździłam tu i tam, żeby poopowiadać o moich wyjazdach, czy w imieniu Orlic być obecna na kilku festiwalach filmów motocyklowych. Swoją drogą, nasz himalajski film zdobył główną nagrodę na festiwalu The Art Of Ride!

A tuż po powrocie - znowu się zaczęło: praca, praca, praca, przedłużone motoweekendy (IZI Meeting, Rajd Motoszkoły) i naprawa zdrowia utraconego.

wtorek, 14 lutego 2017

Himalaje 2016 - Film: "Tylko dla Orlic. Himalaje"

Jadąc od Indii, wiedziałyśmy, że z wyjazdu powstanie film. Miałyśmy ze sobą kilka mniejszych lub większych kamer, drona, tony innego sprzętu, które taszczyłyśmy z samolotu do samolotu jako bagaże podręczne, przez kolejne kontrole. I maiłyśmy przy nas AnTośkę Chyłkowską, która wiedziała jak tego wszystkiego użyć.

Potem było już łatwo. Nam - uczestniczkom na motocyklach. My tylko jeździłyśmy, coś tam gadałyśmy, generalnie nie robiłyśmy nic specjalnie na potrzeby filmu.

To AnTośka gimnastykowała się, żeby nakręcić jak najciekawsze ujęcia, które by nie były pozowane, sztuczne, zniekształcające naszą tamtejszą rzeczywistość. Żeby mieć materiał z dnia, w którym motocykle przemykały się w korkach, a jeep wiozący naszą operatorkę utykał na długie godziny w sznurze kolorowych ciężarówek. Żeby nakręcić to, co było motocyklowe z perspektywy pasażerki samochodu. Żeby każda z nas wypadła przed kamerą przyzwoicie, nie będąc aktorką ;)

Potem pewnie było jeszcze trudniej - trzeba było obejrzeć godziny materiału, wybrać te najlepsze sceny (i odrzucić setki równie dobrych), zmontować, udźwiękowić, obrobić... Film pierwotnie miał trwać12 minut. "Wyszło" lekko ponad 26...

Wg mnie ekipa Studio Online - postprodukcja filmowa i telewizyjna z Andrzejem Niskim na czele zrobili fantastyczny kawał roboty. I nie tylko według mnie. Na premierowy pokaz do Kina Praha bilety kupiło kilkaset osób. Sprawdźcie sami! Czekam na Wasze opinie. I zachęcam do obejrzenia filmu na dużym, najlepiej kinowym, ekranie - na pewno będzie kilka prezentacji.


niedziela, 1 stycznia 2017

Inspiracja na 2017

2017... oby był lepszy od 2016 pod każdym względem.
Żeby się udawało, żeby wreszcie nie było tak pod górę.
Żebym wróciła do pełnej sprawności.
Żebym rozgryzła zagadki dotyczące mojego zdrowia.
I może zrzuciła w końcu te kilogramy, co się kilka lat temu nieproszone wepchały w moje życie gdy "zwolniło się w nim miejsce" ;) bo źle mi z tym i już.
Żeby w pracy się ułożyło i żebym mogła wrócić na "poprzednie" stanowisko, bo teraz jestem pół szczebla niżej.
Żeby ludzie tak łatwo mnie nie wyprowadzali z równowagi i nie psuli humoru. Żebym była bardziej asertywna, szczególnie w stosunku do tych, którzy są toksyczni. I żeby otaczali mnie Ci dobrzy.
Żeby udało się pojeździć na moto -  w planach jest standardowo kilka zlotów i szkoleń, weekendowe pojeżdżawki, wschodnia ściana Polski, babski wyjazd do Kirgistanu, może ponownie Albania, tym razem już bez "przygód".
Żeby udało się pojeździć na nartach (bo narty kocham bardziej niż moto).

A Wam wszystkim życzę, żebyście wiedzieli czego chcecie i mieli odwagę o to walczyć. Każdego dnia.