wtorek, 30 września 2014

Bałkany 2014 - Dzień 6 - Góry i woda

15 września 2014 - poniedziałek

Kalina rano zadaje mi jedno pytanie - czy zostanę jeszcze na jedna noc, a najlepiej na dłużej. Zostanę. Na jedną noc. Dzisiaj pokręcę się po okolicy i rozważę opcje dla dalszej części wyjazdu. W końcu w Polsce mam być dopiero w piątek wieczorem. Domownicy zajmują się swoimi sprawami, wychodzą do pracy, szkoły, przedszkola, ja dostaję klucz i ustalamy, że widzimy się wieczorem.

Za oknem mgła, że nie widać zamku, u podnóża którego mieszkają moi gospodarze. Za to w ogrodzie dalej  "buduje się" jacht ;)

Bałkany 2014 - Dzień 5 - Do wiatru...

14 września 2014 - niedziela

Wcale mi się nie spieszy. Co prawda wiem, że cały dzień jazdy przede mną, ale... pakowanie idzie mi wyjątkowo powoli. Nie chce mi się. Znowu jem pyszne śniadanie, rozliczam się (rachunek na pewno się nie zgadza, powinnam zapłacić więcej i jest mi z tego powodu trochę głupio)... Dostaję płynną przesyłkę dla przyjaciela, która mam dowieźć bezpiecznie do Polski - nie ma sprawy, na pewno nie wypiję. Anastazja jeszcze śpi, więc żegnam się z resztą rodziny - Danijelem, mamą i tatą. Jeszcze tylko pamiątkowa fotka i jadę. I tak już mam łzy w oczach. Jak mi się nie chce stąd wyjeżdżać...

niedziela, 28 września 2014

Bałkany 2014 - Dzień 4 - Droga, której nie ma

13 września 2014 - sobota

Spałam jak dziecko. Nie, nie dlatego, że całą noc płakałam i trzy razy nawaliłam w pieluchę, tylko po prostu naprawdę dobrze spałam. Ranek jest wilgotny, ale nie pada. Pewnie jeszcze, znając moje szczęście.

Jem przepyszne śniadanie - ogromniastą porcję jajecznicy na boczku z serem. Jak tak dalej pójdzie żywnościowo, to tu przytyję. Albo pęknę.

Gdy ja jem śniadanie, Danijel uczy się do egzaminu na prawo jazdy - dorabia kolejną kategorię... W międzyczasie tez rozmawiamy o tym, gdzie mogę pojechać i co zobaczyć. Planów jest kilka, w tym mały offroad (dzięki bransoletce odwagi) - zobaczymy co z tego wyjdzie. Zapisuję w telefonie numer do Danijela, jak wyglebię czy coś i nie będę w stanie sobie poradzić, to mam dzwonić, to przyjedzie i mnie poskłada. Fajnie - prywatne assitstance ;)

piątek, 26 września 2014

Bałkany 2014 - Dzień 3 - Dwie zguby, dwa prezenty

12 września 2014 - piątek

Z Hostelu udaje mi się wyjechać przed deszczem, choć widzę jak niebo się chmurzy, gdzieniegdzie coś grzmi i błyska. Nie mogę znaleźć jednego żółtego ekspandera, którym mocowałam żółtą rolkę. Ciekawe czy zgubiłam teraz, czy jeszcze w Zadarze... No trudno. Poradzę sobie bez niego.

Po 200 metrach zatrzymuję się w sklepie. Uzupełniam zapas wody w camelbaku i kupuję 2 litry piwa. Ożujsko jest na promocji. Siostra się ucieszy ;)

Pierwszy cel na dziś to Mostar. Zumo pokazuje trasę przez góry. Nie słucham go, chcę przejechać wybrzeżem, może uda się zrobić jednak fotkę na jakiej mi zależy, może zaświeci słońce...

środa, 24 września 2014

Bałkany2014 - Dzień 2 - Mokro

11 września 2014 - czwartek

Lubię ten dźwięk, gdy zasypiam, ale nie lubię o poranku. Deszcz. Czyli prognozy niestety się sprawdzają. No trudno. Trzeba być twardym jak żelki z Biedronki. Pakuję się wstępnie, ubieram i schodzę na śniadanie. Nic się nie zmieniło - pompowany chleb, paczkowany dżemik i margaryna, pseudowędlina z niewiadomoczego, słodka herbata owocowa. A, jest jedna nowość - pomarańcze :)

Przestaje na moment padać, więc pomykam na recepcję uregulować należności. Płacę kartą i dostaję nagrodę - czerwony ręcznik Mastercard. Taki duży, plażowy. Dobrze, że w rolce z namiotem jedzie powietrze, to mam go gdzie spakować. Uzbrajam Oliviera w bagaże. Dalej jest przerwa w deszczu, więc czym prędzej ruszam. I tak później niż bym chciała.

wtorek, 23 września 2014

Bałkany 2014 - Dzień 1 - Drobiazgi

10 września 2014 - środa

Czemu zawsze brakuje jednego dnia? Żeby wszystko ogarnąć na spokojnie, a nie w ostatniej chwili? Jestem spakowana, ale motocykl jest w garażu kilka ulic dalej. Idę po niego te parę minut. Po drodze zupełnie przypadkiem podnoszę wzrok i trafiam na jeden z balkonów kamienicy. Na balkonie jest suszarka na ubrania, na suszarce granatowy ręcznik, na ręczniku kontrastowy napis (co prawda "na lewą stronę", ale bezbłędnie odczytuję): Budva Montenegro. Tak... To mniej więcej mój cel wyjazdu...

Wytaczam Oliviera z garażu, napełniam Scottoilera olejem i podstawiam pod bramę wejściową do domu. Znoszę dwie rolki bagażowe - jedna ze wszystkim, druga prawie pusta, tylko z namiotem - może się przydać gdzieś w Rumunii. W topcase jedzie aparat foto, "transformer", zapasowe rękawiczki jakby jedne przemokły i bluza z merynosa, jakby się chłodniej zrobiło. Do tego dwie puszki napoju energetycznego i trzy paczki kabanosów. W tkankbagu mapa i kilka mniej lub bardziej podręcznych drobiazgów. W Zumo ustawiam cel na dziś. Zadar. 1100 km...

Stan licznika Oliviera to 33369 km. Ciekawe, ile mu przybędzie?

Chwilę po 8 rano ruszam. Trasa jest niemalże w całości autostradowa, więc "nic ciekawego się nie dzieje" i nie ma zdjęć. Uwagę przykuwają jedynie drobne rzeczy i wydarzenia...

poniedziałek, 22 września 2014

Bałkany 2014 - prolog

Planu nie było. No, może był, ale wyszedł dość spontanicznie. Urlop przekładałam kilkakrotnie... bo to, bo tamto... próbując dopasować różne terminy, uwzględnić plany innych, dostosować się, a jednocześnie zrealizować coś po swojemu... Dwa punkty były pewne: zlot, na którym chciałam być i ekspresowy czterodniowy wyjazd do Rumunii, który został mi zaproponowany dosłownie parę dni wcześniej, a mający się odbyć parę dni przed wspomnianym zlotem. W poniedziałek, 8 września powiedziałam w pracy, że mnie nie ma od środy przez kolejne 8 dni roboczych. Opracowałam z grubsza plan:
10.09 - środa - przelot do Chorwacji (Zadar)
11.09 - czwartek - Chorwacja (Zadar -> Dubrownik)
12.09 - piątek - Chorwacja, Bośnia i Hercegowina (Mostar) i Czarnogóra (Durmitor)
13.09 - sobota - Czarnogóra (Durmitor), może powolny odwrót w kierunku Rumunii
14.09 - niedziela - przelot do Oradei
15.09 - poniedziałek do 17.09 - środa - Rumunia ze znajomymi i wszystkie standardowe trasy ;)
18.09 - czwartek - Rumunia solo i przelot na Węgry (do Tokaja lub Egeru po wino)
19.09 - piątek - przelot do Polski na zlot (w okolice Kielc)
I fajnie.

niedziela, 7 września 2014

Kozubnik... i dalej...

07 września 2014 - niedziela 

Niedziela jak "każda inna". Umówiona z Damą i Pedro stawiam się na stacji benzynowej. Tankuję, płacę, chcę jeszcze dopompować przednie koło, bo trochę schodzi mi powietrze. Nie mogę ogarnąć kompresora tzn końcówka jest jakaś dziwna i zamiast dopompować, to ciągle powietrze mi schodzi z opony. Świetnie... jak tak dalej pójdzie to będzie całkowity dramat. Wkurzam się na maksa, choć wiem, że to pierdoła. Dodatkowo Pedro rzuca kilka tekstów, które dolewają oliwy do ognia i pękam. Wybucham. Wsiadam na moto, proszę Damę i Pedro, żeby pojechali beze mnie i... odjeżdżam ze stacji... Źle mi. Zachowałam się jak idiotka...  Zły czas mam ostatnio... Ech...

Jadę na stację innego koncernu, gdzie kompresory mam ogarnięte. Dopompowuję powietrze w przednim i sprawdzam ciśnienie w tylnym kole. Wszystko jest OK. Zastanawiam się gdzie pojechać. Decyduję się na plan, który mieliśmy zrealizować we trójkę. 

Staram się jechać mniej uczęszczanymi drogami. Nie zawsze jest to możliwe, w kilku miejscach droga ma bowiem czerwone oznaczenie, ale zdarza się też, że zawracam gdzieś na czyimś podwórku (w sumie mogłam przejechać do drogi przez otwartą furtkę, ale wolałam zawrócić).