czwartek, 29 maja 2014

Bhutan 2014 - Dzień 5 - Gang dzikich wieprzy

28 kwietnia 2014 - poniedziałek

Znowu dzień się zapowiada gorzej niż lepiej... dostaję wiadomość, która trochę ścina mnie z nóg... A pojechałam się resetować i chilloutować... kurde! Czasem żałuję, że technologia umożliwia takie szybkie przesyłanie informacji... Mimo tego, poranek jest piękny - zapowiada się wspaniała pogoda, niezbyt wiele kilometrów do przejechania i mnóstwo atrakcji po drodze.

Wczorajsze ustawienie motocykli było chyba dobre - Gogo ich nie przestawił. Pakujemy manatki na wóz serwisowy (tzn znowu robią to dziewczęta z obsługi hotelowej w swoich pięknych strojach... muszę przyznać, że w swoich coraz brudniejszych motociuchach czuję się przy nich lekko nie na miejscu...

środa, 28 maja 2014

Bhutan 2014 - Dzień 4 - Jakoś "nie tak"

27 kwietnia 2014 - niedziela

Coś z dniem dzisiejszym jest nie tak. Złe fluidy. Na "dzień dobry" płyną z Polski złe wiadomości o śmierci motocyklisty którego większość z nas znała lub przynajmniej kojarzyła. Oj, to nie jest dobry początek dnia.

Wyjeżdżamy z hotelu. Staram się koncentrować na jeździe, ale myśli gdzieś uciekają. Muszę bardzo uważać, nie chcę popełnić jakiegoś głupiego błędu. Droga jest dzisiaj dość wymagająca. Przed nami kilka przełęczy, dolin i dość sporo kilometrów. Pierwszy odcinek, który pokonujemy jest trochę offroadowy - nawierzchnia jest jaka jest, a zakrętów setki. Czuję takie dziwne zmęczenie. Co jest? Kryzys czwartego dnia? Może.

wtorek, 27 maja 2014

Bhutan 2014 - Dzień 3 - Drugie życie w królestwie fallusa

26 kwietnia 2014 - sobota

W nocy nie śpię za dobrze. Chyba jest za ciepło i wiercę się w łóżku. Mimo lekkiego niewyspania znowu nie mogę się doczekać tego, co przyniesie kolejny dzień. Jak zwykle zaczynamy od dobrego śniadania, a następnie zapakowania naszego wozu serwisowego. znowu bagaże nosi nam obsługa hotelu - drobne panienki w tradycyjnych bhutańskich strojach. Czuję się zażenowana patrząc jak w wąskich spódnicach do kostek dźwigają wielkie, ciężkie torby po stromych schodach...

poniedziałek, 26 maja 2014

Bhutan 2014 - Dzień 2 - Symbole Bhutanu

25 kwietnia 2014 - piątek

Po czym poznać że dzień będzie bardzo intensywny? Po tym, że trzeba wcześnie wstać, a śniadanie jest o 6:30. W Polsce jeszcze niektórzy nie poszli dobrze spać, a my już wstajemy.

KTMy czekają na nas ustawione w równy rządek. Brzydal dalej odpala z kopki - prace serwisowe skupiły się na wymianie pompy sprzęgła w motocyklu Piotrka. Pakujemy rzeczy na naszego hilluxa, na wierzchu zostawiając ciuszki na przebranie - dziś w planie mamy lekki trekking: trasę liczącą 6 km z 600 m przewyższenia. Zdobywamy Taktsang - Tygrysie Gniazdo - klasztor położony na 3120 m n.p.m., wiszący ok. 900 m nad dnem doliny. Jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów w Bhutanie.

poniedziałek, 12 maja 2014

Bhutan 2014 - Dzień 1 - Nadmiar wrażeń

24 kwietnia 2014 - czwartek

Wcześnie robi się tu jasno. To dobrze, bo nie ma problemu z wczesnym wstawaniem. Śniadanie jest bardzo smaczne - tez dobrze. Zatankowane motocykle i wóz serwisowy czekają przed hotelem. Motki mają też (w większości) nowiutkie opony i generalnie prezentują się całkiem dobrze. Owszem, maja obtarcia tu i tam, ale to tylko dodaje im uroku... Faceci z bliznami :)

Mimo, że jest wcześnie, jest bardzo ciepło. Po etapie pakowania w zasadzie mogłabym wskoczyć pod prysznic, ale nie ma takiej opcji, trzeba zmykać z Phuentsholing. Przed nami jakieś 180 km drogi. Niby niedużo, ale w Bhutanie to kolosalna odległość.

Magda i Monika wybierają rolę plecaków. Monika nawet jeszcze nie plecaka, ale na razie pasażerki wozu serwisowego, dopóki Piotrek nie oswoi się z motocyklem i jazdą w Bhutanie. Ostatecznie jedzie 8 motocykli - 7 z "nami", a na ósmym Dorji, nasz przewodnik. Wóz serwisowy prowadzi Gogo, mechanik. Motocykle są w dobrych rękach... Podobno Gogo serwisuje jednoślady samego króla, więc musi być dobry :)

Bhutan 2014 - Podróż "do" - Biały szaliczek podróżnika

22 kwietnia 2014 - wtorek
23 kwietnia 2014 - środa

Jest niemożliwie wcześnie rano. W dodatku lekko pada. Przede mną pierwszy z lotów, do Warszawy. Odprawiam się chyba jako ostatnia pasażerka, kwadrans przed odlotem. Nie muszę się spieszyć. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa jest jeszcze długa, bo jakiś pasażer chce koniecznie "przemycić" wielofunkcyjny scyzoryk typu "wszystko w jednym". W końcu się udaje dotrzeć na pokład. Lot do Warszawy zawsze mnie śmieszy - pół godziny, podczas których samolot nawet nie osiąga  wysokości przelotowej, bo po starcie zaraz następuje lądowanie, a serwis obejmuje bogate menu: wafelek czekoladowy i wodę niegazowaną (o gazowaną trzeba poprosić i jest limitowana).

W Warszawie chwilę czekam na kolejny lot. Odprawiam się i w tym momencie zostaję zidentyfikowana przez Wujka (Pawła), jednego z uczestników wyjazdu. Ola, Sambor i Grzesiek, którzy też lecą tym samym samolotem do Doha, a następnie do Delhi, pojawiają się przed bramką na chwilę przed odlotem.