środa, 29 sierpnia 2012

GS Trophy 2012

... okiem jedynej "prawdziwej uczestniczki" ;)

24-26 sierpnia 2012

Jak tradycja nakazuje znowu wyjechaliśmy nieco później niż planowaliśmy. Znowu trzeba było załatwić przed wyjazdem to i owo, na przykład wyczyścić łańcuch Gustawa (żeby można go było z powrotem upaprać piachem i innym badziewiem). W dodatku Leff chciał zamontować w Giselle dopiero-co-kupione gmole i osłonę pod silnik. Przykręcił tylko osłonę, gmole odpuścił. O 19:00 oddzwoniłam do Gadabout, bo widziałam, że dwukrotnie chciał się ze mną skontaktować. Zapytał gdzie jesteśmy - my jeszcze byliśmy w Poznaniu - bo on już na miejscu.

Lody włoskie 2012 - Lekcja uważności

14 sierpnia 2012 - wtorek

Rano budzi nas starsza Pani Właścicielka, ubrana w zupełnie inne kolorki niż poprzedniego dnia. Przygotowuje nam śniadanie. Znowu trochę nadskakuje, zwłaszcza w kwestii płatków śniadaniowych. Po śniadaniu delikatnie nam sugeruje, że doba hotelowa się skończyła i mamy zebrać manatki.

Motocyklami przemieszczamy się bliżej amfiteatru i tam parkujemy. Przypinamy cięższe ciuchy i kaski do motków i ruszamy w miasto. Werona - here we come!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - Wino gratis

13 sierpnia 2012 - poniedziałek

Budzimy się znowu później niż byśmy chcieli. To chyba standard na wyjazdach. Ale co tam, są wakacje. Śniadanie nie powala - 3 paczkowane croissanty, kawa latte, w której prawie nie ma kawy i espresso, którym "dokawiamy" latte. Leff idzie uregulować rachunek za nocleg, litr wina i śniadanie. Cena jest jakby nieco za niska... z naszych kalkulacji wynika, że uwzględnia nocleg i śniadanie, a nie uwzględnia wina. Nie poruszamy jednak tematu - jak dają, to brać. Litr wina gratis - to mi się podoba!

piątek, 24 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - Pierwsze lody dla ochłody

12 sierpnia 2012 - niedziela

Wstajemy koło ósmej rano. Za oknem piękne słońce i chyba całkiem "letnia" temperatura. Zjadamy śniadanie: ja croissant i "hajseszokolade", Leff croissant i "kafelate". Słodko :)
Wracamy do pokoju, żeby się spakować i ruszyć w drogę. W wyniku jakiejś gry skojarzeń Leff mówi coś co jednoznacznie kojarzy nam się z piosenką "You spin me round" w wykonaniu Dead or Alive. Natychmiast przez fifirifi wchodzę na jutjuba i oglądam ten "ostry" kawałek z lat osiemdziesiątych :)

Leff majstruje coś jeszcze przy uchwycie do nawigacji przy pomocy taśmy McGyvera i śle Jarkowi SMSa, że "sprawdza mi przody, tarcza chłodna, gumka trzyma, klocki OK" ;) Po wymianie klocków hamulcowych w przednim kole ze starych na nowe i z powrotem na stare Jarek prosił o kontrolowanie grzania się tarczy...

wtorek, 21 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - Tęcza-sręcza

11 sierpnia 2012 - sobota

Leje. Budzimy się dość wcześnie, żeby wyjechać jak najszybciej, ale leje i jest nieprzyjemnie. Wszystko jest przygotowane, ale jakoś tak nie chce się wychodzić z domu. W końcu podejmujemy męską decyzję - nie ma to tamto, trzeba jechać. Nikt nie mówił, że na lody do Włoch jedzie się dla przyjemności. To obowiązek, który trzeba spełnić, czy pada, czy nie pada. Na wszelki wypadek sprawdzam, czy 11 sierpnia przypadają imieniny Konrada (bo jak wiadomo na św. Konrada deszcz pada albo nie pada). Nie, imieniny obchodzą Klara, Zuzanna i Filomena.

Leff dopracowuje trasę, bawi się moim telefonem, żeby sparować słuchawkę bluetooth i czyta "Tygiel" Kossowskiego (polecam!!!). Ja ogarniam chatę, robię porządek w lodówce, żeby nic nie zdechło i upewniam się że mam spakowane wszystko, czego potrzeba (a nawet więcej).

sobota, 11 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - prolog

Plan wchodzi w życie. Co prawda z małym opóźnieniem, ale "dzieje się".

Motocykle, Giselle i Gustaw, stoją pod balkonem. Kufry stoją w przedpokoju. Jest nieco po północy w nocy z piątku na sobotę. Pierwotny plan zakładał,że teraz Leff i ja będziemy już w Bratysławie, ale jak to w życiu bywa, coś nie wyszło, coś się obsunęło i jest jak jest. Wyjeżdżamy w sobotę rano.

Tak naprawdę "pierwsze lody tego wyjazdu", nie do końca włoskie, ale tak czy inaczej bardzo dobre, zostały zakupione i zjedzone w Białobrzegach. Dlaczego tam? Bo akurat w ciągu tygodnia służbowo odwiedziłam Warszawę. Na motocyklu, co zdarzyło mi się po raz pierwszy :) Tam dołączył do mnie Leff, który również załatwiał tam kilka spraw służbowych. Do Krakowa wracaliśmy już wspólnie, więc w zasadzie podróż "na południe" już się rozpoczęła. Piątek, spędzony "w pracy" okazał się "jednodniową przerwą w wyprawie". Bardzo intensywną, przerwą, bo trzeba było po pierwsze primo - popracować, i to w moim przypadku nie mało, a po drugie primo - przygotować się do wyjazdu.
Czyli: zapakować (niestety z powodu braku "dilpaków" nie mogłam zapakować się "próżniowo") oraz poprawić sobie humor kolorowymi paznokciami. Tym razem na pazurkach zagościł kolor "Tasmanian Devil" - jak widać "forumowy" tytuł Czorta zobowiązuje ;) Leff z grubsza opracował trasę na najbliższy tydzień. Zapowiada się fajny wyjazd.Ciekawe ile lodów uda się zjeść :)