piątek, 30 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Festiwal piwny pod domem "wujka Józka"

03 sierpnia 2013 – sobota

Czas opuścić Ananuri I udać się nieco na zachód. Śniadanie standardowo jest pyszne i olbrzymie. Gospodarze zegnają się z nami bardzo serdecznie, a ja dostaję w prezencie pół litra czaczy :) Potem jeszcze sesja zdjęciowa i możemy jechać.

Dziś trasa nie jest szczególnie wymagająca, ale mamy kilka obiektów do zwiedzenia. Pierwszy to monaster Dżwari (Jvari) stojący na wzgórzu, które góruje nad  Mcchetą. Chwilę trwa zanim trafiamy na właściwą drogę prowadzącą na wzgórze, ale w końcu udaje się dojechać. Pogoda nie może się zdecydować, czy będzie, czy nie będzie padać, więc trochę kropi, trochę nie...

Wejście na teren monasteru kosztuje "co łaska". W sumie to chyba już się naoglądałam różnych kościółków i ten nie robi na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, choć pochodzi z VI w. i jest pierwszą świątynią zbudowana na planie krzyża.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Na wojennej ścieżce (GDW)

02 sierpnia 2013 - piątek

Ranek jest lekko pochmurny, ale nie zapowiada się, że będzie padać, to dobrze. O dziewiątej zaczynamy śniadanie, które trwa przez niemalże dwie godziny, bo jest obfite i różnorodne... jakbyśmy mieli jeszcze mało po wieczornej kolacji. Na drogę dostajemy - czurczchelę. Z daleka wygląda to jak sucha kiełbasa,a  w rzeczywistości jest słodkim przysmakiem powstałym przez wysuszenie soku winogronowego z nadzieniem z orzechów. Kiedyś była wykorzystywana jako prowiant dla wojska, a że akurat dzisiaj przed nami Gruzińska Droga Wojenna (GDW), to gospodarz nas w nią zaopatrzył :) Nazywamy ją od tej pory snickersem:)

Wyjeżdżamy w kierunku północnym. Asfalt jest raczej dobry, na mostach standardowo wylegują się krowy. Postanawiamy się rozdzielić i spotkać "na końcu drogi".

środa, 28 sierpnia 2013

GS Trophy 2013

23-25 sierpnia 2013

Piątek, 15:07, dzwoni telefon.
- Skończyłaś już pracę?
- Tak, zbieram się powoli. Olivier już pod domem od rana, pakuję się i jadę. Widzimy się, jak ustaliliśmy, w Świlży.
- ŚwilCZy. CZ. Jak CZapka
- Dobra, dobra, w ŚwilCZy.

16:37, dzwoni telefon.
- Gdzie jesteś?
- W Tarnowie.
- O, to nieźle Ci idzie.
- A, tam, nie bardzo chyba...
- Masz rację. Ch**owo...

17:14, dzwoni telefon.
- Cześć Doodeczku!
- Cześć Logan...
[i gadamy przez jakieś 20 minut]

17:37, dzwoni telefon.
- Gdzie jesteś?
- 6 km od ŚwilCZy.
-Aha, ok, to spotkajmy się na  Orlenie w Świlczy.

Parę minut później dojeżdżam na Orlen. Widzę znajomy motocykl, ale kierownika nie widzę. 7X76... Ile to jest? Wychodzi mi, że 532. Muszę sprawdzić z Pawłem, czy też jemu taki wynik wyszedł ;) Staję pod dystrybutorem i tankuję Oliviera...Tomek WINO pojawia się przy swoim motocyklu.. Idę płacić, kupuję też mapę "Bieszczady" i możemy jechać. Przez Duklę do Komańczy.

Caucasus Tour 2013 - Najpierw pół na pół, a potem 56%

01 sierpnia 2013 - czwartek

Zanim zejdziemy śniadanie chcę się trochę podpakować. Kupione wczoraj przyprawy przeleżały całą noc na kominiarce, a ona przeszła całkowicie ich zapachem. Trudno, będę cały dzień wąchać sól i paprykę ;) Gdy jemy śniadanie jest awaria prądu, co skutkuje dłuższym oczekiwaniem na wrzątek, ale w końcu wypijamy herbatę.

Z Signagi wyjeżdżamy uroczymi serpentynami, szkoda tylko, że droga jest niesamowicie dziurawa. Gdy zakręty się kończą jedziemy taka nijaką drogą, na której poza tym, zę trzeba zachować czujność względem lokalnych kierowców nie ma nic ciekawego. Obserwuję więc rejestracje i literki na nich... Są zarówno "motoryzacyjne" (np. BMW), jak i "geograficzne" (ZIZ) czy "logistyczne" (DPD, DHL), ale i całkiem śmieszne (RAJ na starej ładzie).

wtorek, 27 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Kryzys

Od lewej: Grzesiek, Bułek, ja :), Przemek, Witek, Romek
31 lipca 2013 - środa

Hałas dobiegający z telewizora przy śniadaniu nie nastraja mnie zbyt dobrze. Nie wiem skąd takie umiłowanie do dużej głośności. Ale może jestem przewrażliwiona - od ponad roku nie mam w domu telewizora, więc zupełnie odzwyczaiłam się od hałasu jaki robi takie pudełko. Chwilkę po śniadaniu spędzam na videorozmowie na Skype. Nie jest dobrze, zauważam wszystkie swoje zmarszczki i duży nos w okienku podglądu....

Czas jednak nagli i trzeba ruszać. Przedmieścia Rustawi to dla mnie postindustrialna katastrofa - dookoła są same upadłe i rdzewiejące zakłady przemysłowe, fabryczne pustostany. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do takiego widoku, który w tej części świata jest na porządku dziennym. I te toporne pomniki.... ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Gotowa na wszystko

30 lipca 2013 - wtorek

Szybkie śniadanko robimy we własnym zakresie, bo knajpa otwiera się dopiero o 10:00. Wyjeżdżamy nawet sprawnie - przed nami ostatni dzień w Armenii. Najpierw jednak musimy zatankować. Zajeżdżamy na pierwszą stację benzynową. Wygląda jak opustoszała, ale po chwili pojawia się zaspany pracownik. Po kolei tankujemy motocykle. Czas na Oliviera. Licznik wskazuje 14 litrów, 15, 16... hmm coś jest nie tak, tak sucho w baku nie miałam, więc albo jest tu jakiś przekręt, albo... STOP!!! Paliwo leje się po motocyklu. Pistolet nie odbił i mam wszystko w benzynie - boczek, łańcuch, oponę... pięknie... I jeszcze mam za to zapłacić?

Jedziemy dalej. Wjeżdżamy w tunel, w którym jak się okazuje trwają prace remontowe. Robotnicy są bardzo słabo oznakowani, widzi się ich dopiero w ostatnim momencie. Za to za tunelem jest inna Armenia... Czuję się jak w Alpach. W Słowenii. Idealny asfalt, dookoła leśne zbocza, serpentyny. Ale o tym że jesteśmy w Armenii przekonuję się już za chwilę - za ostrym zakrętem w prawo stoi policja i kogoś kontroluje... można się zdziwić wypadając zza zakrętu...

piątek, 23 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Luzzz

29 lipca 2013 - poniedziałek

Budzę się jeszcze zanim Rogal i Robert wyjeżdżają do Kutaisi, to dobrze, bo wczoraj jakoś wcześnie poszłam spać i nie dotrzymałam im towarzystwa, a głupio by było tak bez pożegnania.

Zapowiada się dziwny dzień - nigdzie nie trzeba jechać, ale z drugiej strony pogoda nie zapowiada się odpowiednia na plażing i smażing, a tym bardziej foczing.

Chłopaki wyjeżdżają, a my, czyli pozostała część ekipy, idziemy na śniadanie. W karcie nie ma zestawów śniadaniowych, ale obok siedzi para z Polski i zamawia nam to co oni jedzą w ramach hotelowego śniadania... no, prawie to samo, bo oni mieli jajecznicę, a nam nierozgarnięty kelner mówi ze da omlety... które w efekcie okazują się jajkami sadzonymi. Zamiast pomidorów dostajemy sałatkę z pomidorów, ogórków, cebuli i koperku. Dobrze, że nie kolendry... Koniec działania fifirifi oznacza koniec śniadania - nie wiem, czy chcieli nas w ten sposób wyprosić z restauracji, ale tak czy inaczej zwijamy się. Czas na pranie, nic nie robienie, nadrabianie zaległości wszelakich.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Ciepło-zimno

28 lipca 2013 - niedziela

Ruszamy na Tatew. Ponoć podjazd jest trudny, więc Bułek zostawia kufry pod opieką gospodarzy, u których nocowaliśmy. Podjazd jest w sumie łatwiejszy niż się spodziewaliśmy - droga jest na tyle szeroka, że spokojnie można się minąć z samochodem, nawet na agrafkach (o ile samochód będzie jechał  "po swoim  pasie"). Na górze jesteśmy jednymi z pierwszych. Zastanawiamy się skąd można zrobić dobre zdjęcie podjazdu - pewnie z okolicy kolejki linowej. Postanawiam więc to sprawdzić, ale ochrona kolejki zawraca mnie mówiąc, że to teren prywatny... Wchodzę więc do monasteru, ale stamtąd też zostaję wyproszona. Jak to, przecież mam nakrycie głowy. Okazuje się że jest nieodpowiednie, bo powinnam mieć białą chustę spływającą po włosach i miękko opadającą na ramiona... no żesz kur... Przemieszczam się więc drogą wzdłuż zbocza, żeby pstryknąć "folderową" fotkę monasteru :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Nielegalnie na linii frontu

27 lipca 2013 - sobota

Rano hotel jest wymarły. Nie ma nikogo z obsługi. Wszystko jest zamknięte, więc nie możemy zjeść śniadania. Może więc rabat wynikał właśnie z braku wyżywienia? No cóż, bywa. Pakujemy się, przebieramy w ciuchy, z zamiarem zjedzenia czegoś gdzieś na trasie. Wtedy busik przywozi ekipę hotelową. Jak gimbus przywożący dzieci do szkoły. Udaje się zamówić śniadanie - nic specjalnego: jajka, ser, chleb, dżem...

Wyjeżdżamy z hotelu, ale stajemy w w centrum wioski, żeby kupić prowiant na piknik w lokalnym sklepiku i popodziwiać kolejne perełki lokalnej architektury - szalety miejsce ozdobione tablicami rejestracyjnymi i... Titanica :) Ach ta tęsknota za morzem ;)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Górski Karabach żąda dostępu do morza

26 lipca 2013 - piątek

O ile miejscówka jest bardzo fajna do spania, to nie ma w ofercie śniadania. A może ma, ale później - nie dogadaliśmy się w każdym razie z personelem w tej kwestii ;) Nam zależy na w miarę wczesnym wylocie, więc robimy kawę i herbatę we własnym zakresie. DO jedzenia serwuje placek - śmieję się, że upiekłam,a le to ten wczorajszy, słodki, którym raczyliśmy się na pikniku przy nagrobku.

Ze względu na to, że jest piątek, a my planujemy wjazd do Górskiego Karabachu (NKR) i musimy jeszcze zdążyć do MSZ w Stepanakercie żeby wyrobić sobie wizy (bo w weekend tego nie zrobimy, bez wizy po republice poruszać się nie wolno, a nie mamy zamiaru tam utknąć do poniedziałku) zmieniamy nieco kolejność i Tatew odwiedzimy innego dnia. A dzisiaj - gnamy do NKR.

piątek, 16 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Święte miejsca

25 lipca 2013 - czwartek

Wczesnym rankiem już jest ciepło. Z jednej strony to dobrze, w końcu jest lato, z drugiej jazda w upale to żadna frajda, ale wiedzieliśmy, że tak może być. Dzisiaj w planie mamy sporo zwiedzania - cztery punkty na trasie - cztery świątynie. Śniadanie jest takie sobie, chłopaki jacyś markotni - okazuje się że każdy ma jakieś kłopoty żołądkowe. Abo ja jestem pancerna albo oni delikatni, bo nic mi nie jet. Mimo, żę oni codziennie się dezynfekują jakimiś mocniejszymi procentami. Ja za to przy wyjazdach stosuje inny patent - codziennie łykam porcyjkę bakcyli kwasu mlekowego, takich jak się stosuje przy antybiotykoterapii. Przez to moja flora bakteryjna jest zawsze w pełni sił i nie daje się skolonizować żadnym obcym ;)

Przed wyjazdem próbuję jeszcze odebrać mój paszport, który dałam wczoraj obsłudze hotelu przy meldunku. Nigdzie go nie ma. Pan, który jest dzisiaj nie mówi w żadnym języku, który byłby wspólny i dla mnie. Po kwadransie poszukiwań znajdujemy mój paszport w kserokopiarce ;)

Nawigacja Grześka jakoś dziwnie nas prowadzi. Najpierw wjeżdżamy chłopu na podwórko i musimy zawrócić. Pomimo włączenia opcji omijania dróg innych niż asfalt w pewnym momencie docieramy do średniej jakości szutru. Z przeciwka jedzie zielona łada (klasyczne kanciaste łady, zwłaszcza w białym malowaniu ze wszystkimi szybami przyciemnionymi to tu najpopularniejszy samochód ;)) i jej kierowca mówi nam, ze widział nas dwa dni temu w Gruzji i że droga przed nami jest bardzo kiepska i proponuje nam lepszą... Jak się okazuje później, ta lepsza jest bardzo słaba, więc aż boję się pomyśleć, jak wygląda ta kiepska wg lokalesa...

czwartek, 15 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Tu Radio Erywań

24 lipca 2013 - środa

Plan wdrażania wczesnych pobudek  nie bardzo się sprawdza, choć i tak jest lepiej niż ostatnio - wstajemy o ósmej. Upał jakby zelżał. Jest chłodno i wilgotno. Ciuchy znowu nie wyschły. Jak tak dalej pójdzie, to będzie z nich niezła kiszonka...

Jemy śniadanie na tarasie hotelu z widokiem na skalne miasto. Robi wrażenie. Wydaje się prawie nieprawdopodobne, że mogło tu się schronić nawet 50 tysięcy ludzi... Na drogę zaczynają wychodzić krowy. To chyba odmiana turystyczna - idą wolnym krokiem przez most w kierunku skalnego miasta, by zacząć przeżuwać trawę na jego zboczach...

środa, 14 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Błoto dla zuchwałych

23 lipca 2013 – wtorek

Po przebudzeniu znowu słyszę szum wody. No nie... pada? Jest 9:30 ( w Polsce 7:30), więc goście z knajpy mieli rację, przed 10:00 nas nie zobaczą... Na szczęście nie pada - to tylko szum wody ze strumienia przepływającego pod domkami. Jednak wilgotność powietrza jest tak wielka, że przemoczone i/lub wyprane wczoraj ciuchy są dalej mokre. Motocykle stoją na swoim miejscu. W basenie jest kręcony jakiś program czy wywiad - jest ekipa tv a panienka siedzi w basenie i coś mówi....

Zjadamy śniadanie (w menu są głównie omlety i chaczapuri) i wyjeżdżamy w trasę. Parę kilometrów dalej tankujemy na stacji paliwo. Nie ma samoobsługi, a panowie ze stacji nie mają w zwyczaju zamykania wlewów po tankowaniu. W efekcie tego przejeżdżam kilka metrów z benzyną wyciekającą z baku... Tymczasem obok dzieje się akcja jak z filmu. Lokalny młodzian w podstarzałym sportowym aucie pali gumę i z piskiem opon skręca w boczną uliczkę. Policja dopada go po kilku metrach... Mnie za to udaje się wypłacić lokalna walutę z bankomatu :)

Ruszamy. Przedmieścia Batumi wyglądają dla mnie jak Kambodża. Jest dziwny ruch drogowy (patrz w lusterka, Gruzini są wszędzie), ludzie, którzy zajmują się "życiem", wałęsające się psy i... krowy. Zauroczyły mnie zwłaszcza te pasące się na starym moście, jaki widzieliśmy z lewej strony...

wtorek, 13 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Jak jest ślisko, to otwórz parasol

22 lipca 2013 - poniedziałek

Myślę sobie: "to tylko sen". Ale otwieram oczy i one potwierdzają to co słyszę. Deszcz. Świetnie. Lato w Turcji: leje. Niespiesznie schodzimy na śniadanie. Odpuszczamy sobie jedzenie zjełczałego masła, wybieramy serki.

Pogoda się trochę poprawia, więc wreszcie wychodzimy z hotelu i pakujemy się na motocykle. Nic przez noc im się nie stało - parkingowy dobrze ich pilnował. Uzupełniam camelbaka świeżą wodą, choć nie sądzę, żeby była dzisiaj potrzebna, bo nie jest zbyt gorąco.

Z chmur, które są nad nami raz pada, raz nie. To co napada na ciuchy w zasadzie jest szybko zwiewane i nie przemakają. Stajemy na poboczu - Rogal i Robert ubierają przeciwdeszczówki, reszta jest twarda :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Policyjna obstawa

21 lipca 2013 - niedziela

Stambuł nie chce nas wypuścić. Kręcimy się w kółko po remontowanych ulicach, objazdach... Wszystko wydaje się być w przebudowie. Wszędzie rozkopane ulice i znaki ze słowem DUR. W sumie ok, zaszczepiłam się na to ;)

Zajeżdżamy na stację benzynową zatankować i kupić winiety. Tankowanie przebiega nawet sprawnie (choć system jest dziwny - pracownik obsługi wklepuje rejestrację pojazdu w system i dopiero wtedy odblokowuje się dystrybutor Za to z winietkami nie mamy szczęścia. Pracownicy stacji - nic nie wiedzą. Pytamy policjantów, bo widzimy dwóch. Wołają kolejnych dwóch - nikt nic nie wie. Ze słów które mówią wyłapujemy "Shell" i "Ankara". OK, w drodze na Ankarę musimy szukać Shella. Jedziemy, bramki piszczą. Kolejne przejeżdżamy bokiem (tzn. przez bramkę niedziałającą, zastawioną pachołkami). Grzesiek w pewnym momencie zjeżdża z autostrady, bo widzi kilka stacji na równoległej drodze. Nie mógł wybrać lepszego zjazdu - za bramkami stoją dwa wozy ichniejszej drogówki i zatrzymują "piszczące" pojazdy...

niedziela, 11 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Teleportacja

20 lipca 2013 - sobota

Słyszę głos, który pyta: "Nastawiłaś budzik?". Zrywam się i sprawdzam. Tak, nastawiłam. Ma zadzwonić za 10 minut. Jest 5:35. Korzystam z tych dziesięciu minut i kolejnych 15, jakie dają trzy pięciominutowe drzemki w telefonie. I potem urywam jeszcze kilka minut... Noc była krótka, ale czuję się dość wyspana. Najwyżej dośpię w samolocie podczas dwugodzinnego lotu..

Naprawdę czas już wstawać. Na śniadanie jest wczorajsza kolacja - zapiekana papryka faszerowana pastą tuńczykową. Ogarniam dom, aby zostawić względny porządek.

O 7:15 jestem już na dworcu autobusowym. Wkrótce pojawia się reszta ekipy - dwa Grześki (czyli Grzesiek i Bułek) i Romek. Podjeżdża też bus, który ma nas zawieźć na lotnisko w Pyrzowicach. Kierowca nerwowo przebiera nogami, więc myśląc, że czeka na nas zgłaszamy się do odjazdu. On informuje nas, że nasz bus zaraz przyjedzie, bo jest na kontroli. Na starcie mamy 20 minut spóźnienia. W końcu busik podjeżdża, czas na pożegnania z tymi co nie jadą. Dostajemy raport z Burgas mówiący, że "motki są na miejscu i jest gorąco jak **uj" ;)