16 stycznia 2013 - środa
Koło siódmej budzi mnie wachta kuchenna, że "wstajemy, jemy i wychodzimy". Zastanawiamy się, gdzie jest katamaran Michała, który cumował obok nas. Wywołujemy go przez radio i dowiadujemy się, że wyszli około 4 rano. Trochę się dziwimy Okazuje się, że katamaran Qby wyszedł o szóstej rano, bo "przecież tak się umawialiśmy". Co? Absolutnie wszyscy z naszej załogi są przekonani, że mówiliśmy o ósmej, a nie szóstej.
W trybie przyspieszonym wychodzimy z portu. Płyniemy na Union Island, żeby się zaprowiantować Wieje przyzwoicie, fala jest bardzo miła, długa, a niebo lekko zachmurzone, co pozwala odpocząć od upału. Przez chwilkę nawet lekko kropi. Tyczu trymuje żagle tak, że w kolejne "punkty kontrolne" dopływamy w krótszym czasie niż poprzednie dwie załogi.