piątek, 30 sierpnia 2013

Caucasus Tour 2013 - Festiwal piwny pod domem "wujka Józka"

03 sierpnia 2013 – sobota

Czas opuścić Ananuri I udać się nieco na zachód. Śniadanie standardowo jest pyszne i olbrzymie. Gospodarze zegnają się z nami bardzo serdecznie, a ja dostaję w prezencie pół litra czaczy :) Potem jeszcze sesja zdjęciowa i możemy jechać.

Dziś trasa nie jest szczególnie wymagająca, ale mamy kilka obiektów do zwiedzenia. Pierwszy to monaster Dżwari (Jvari) stojący na wzgórzu, które góruje nad  Mcchetą. Chwilę trwa zanim trafiamy na właściwą drogę prowadzącą na wzgórze, ale w końcu udaje się dojechać. Pogoda nie może się zdecydować, czy będzie, czy nie będzie padać, więc trochę kropi, trochę nie...

Wejście na teren monasteru kosztuje "co łaska". W sumie to chyba już się naoglądałam różnych kościółków i ten nie robi na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, choć pochodzi z VI w. i jest pierwszą świątynią zbudowana na planie krzyża.

foto: Grzesiek







Standardowo nie mogę wejść do środka bo nie mam spódnicy. Za to faceci nie mogą wnosić papierosów, komórek i broni. Zakazu tego nie ma przy symbolu "kobiety", więc może gdybym była w długiej spódnicy, to mogłabym też mieć komórkę czy broń ;)


Z tego miejsca widać dobrze nasz kolejny przystanek - Katedrę Sweti Cchoweli.


Jedziemy tam, po drodze tankując paliwo. Przed samą katedrą widzimy znak zakazu ruchu i nakaz skrętu na parking, ale dostajemy gestem znak, że mamy wjechać na "zakazany" odcinek. Parkujemy tuż przy katedrze. Jest sporych rozmiarów, pochodzi z XI w. i jest dla Gruzinów bardzo ważnym obiektem sakralnym.


















Za chwilę ma się tu odbyć ślub, więc oglądamy rewię mody ślubnej. Hitem są odblaskowe buty.





Po małej przerwie na mrożoną kawę, lokalną drogą jedziemy w kierunku Gori, gdzie planujemy nocleg.




Zanim tam jednak dojedziemy zjeżdżamy do Upliscyche. To skalne miasto, które podobno ma swoje początki 2000 lat p.n.e. Przewodnik porównuje to miejsce do jordańskiej Petry, ale myślę, że to porównanie jest dość na wyrost. Romek zostaje przy motocyklach, bo nie chce mu się już zwiedzać kolejnych kupek kamieni ;)



























Gdy przygotowujemy się do odjazdu dociera do nas informacja, że w Gori, przed muzeum Stalina będzie dzisiaj piknik piwny i koncert. Super, jedziemy!

Wjeżdżamy do Gori, na główna ulicę - Stalin Avenue. Rzeczywiście, przed muzeum są parasolki, budki z piwem, i scena, na której trwa jakaś próba dźwięku. Obok jest też hotel, który mam za zadanie "sprawdzić". Wynik jest pozytywny, możemy tu zostać - wszystkie atrakcje mamy w jednym miejscu.



Szybko rozlokowujemy się w pokojach, odświeżamy i pędzimy do muzeum Stalina, żeby je jeszcze dzisiaj zwiedzić. Muszę przyznać, że powalił mnie rozmach z jakim zrobiono ten gmach. Jest potężny. A Gruzini są ze Stalina bardzo dumni... My traktujemy pobyt  w tym miejscu bardziej jako ciekawostkę. Zwiedzamy muzeum, w którym m.in. zebrano dary jakie dostał, w tym te od narodu polskiego, domek, w którym mieszkał gdy był mały i klimatyzowany wagon kolejowy, którym podróżował.

















Po wizycie w muzeum idziemy na kolację. Udaje się znaleźć jedną knajpę z jedzeniem, zamawiamy kilka różnych potraw, które ze sobą dzielimy. Uczymy się gruzińskich liczebników: erti, ori, sami... :)

Idąc w kierunku hotelu kupujemy produkty na śniadanie. Po zakupach siadamy w ogródku piwnym, ale ochrona nas wywala za to, że mamy ze sobą własne jedzenie,a  nie kupione w strefie gastronomicznej. Nie da im się wytłumaczyć, że nie mamy zamiaru tego jeść na terenie imprezy i że to na śniadanie. Grzesiek i Romek się wkurzają i idą do hotelu, reszta zostaje, mamy dobra miejscówkę w pierwszym rzędzie stolików. Zamawiamy piwo i cieszymy się super koncertem.








W sumie najlepsza kapela to ta, która gra pierwsza - świetne covery rockowe (wtedy zwiedzamy muzeum). Latino Boys też dają radę. Kolejna kapela znowu gra covery - wszystko byłoby dobrze, gdyby nie nagłośnienie, którego ktoś nie dopracował. Ostatnia gra grupa disco/funk i to jest męka dla uszu ;) Najwyższy czas iść spać.



Przejechane: 140 km




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz