wtorek, 5 lutego 2013

Karaiby 2013 - Wyspy skarbów


18 stycznia 2013 - piątek

Chyba dobrze, że nie udało mi się rozłożyć hamaka. W nocy porządnie wiało i w dodatku solidnie dolało - ekipa śpiąca na siatce musiała się ewakuować do mesy. Kotwica i cuma asekuracyjna spełniły swoje zadanie i nasz katamaran nigdzie się nie przemieścił.

Mam wachtę kambuzową, więc dzień zaczynam od garów. Na śniadanie serwujemy jajecznicę na cebulce i, dla odmiany, kanapki. Nie zdążamy umyć talerzy, bo jesteśmy umówieni "na burcie" u Jacka. Michał podczepia się do Qby i w dwa katamarany płyniemy na Petit Tabac, wyspę z ukrytą piwniczką z rumem. 


Mimo, że wysepka jest tuż obok, to musimy płynąć bardzo naokoło, ze względu na rafę w kształcie półksiężyca, która oddziela miejsce gdzie cumujemy od tego, do którego się wybieramy. 



Cumujemy w pewnej odległości od lądu i na plażę docieramy dinghimi. Od razu zaczynamy szukać tej właściwej palmy, od której należy odmierzyć odległość, żeby wykopać skarb. Udaje się! Rum jest nasz :)







Próbujemy obejść wyspę dookoła, ale poddajemy się gdy kończy się piasek i są tylko ostre kamienie i rafa. W sumie mam buty, ale nie chce mi się ich zakładać. Czuję, że piecze mnie prawe ramię - nie tyle od słońca co od noszenia torby z aparatem fotograficznym. Zawracamy. Siadamy w cieniu pod palmą i wypijamy znaleziony skarb. 






foto: Claudia



Przyjechaliśmy z Jackiem, ale wracamy z Qbą. Na jednym katamaranie jest teraz 30 osób. Za katamaranem są trzy dinghy. Gra muzyka, rum z sokiem z mango (powoli nikt już nie może patrzeć na colę) leje się strumieniami, jest wesoło. 





foto: Tomek






Podjeżdżamy pod nasz katamaran i od razu ruszamy w kierunku Morpion - wysepki z jedną parasolką. Po drodze robimy, znowu dla odmiany, kanapki - tym razem z makrelą w różnych sosach. Chleb tostowy zaczyna mi już wychodzić bokiem...

foto:Tomek

Dopływamy w okolice Morpion i znowu stajemy na kotwicy. Pływamy, "zwiedzamy" wysepkę i, jak zwykle tutaj, miło spędzamy czas.















Przepływamy na Sandy Island i sumujemy na bojce. Razem z Tomkiem i Elą przygotowujemy jedzenie - makaron z sosem: cebula, tuńczyk, oliwki, czosnek, sos pomidorowy i z sałatką z fasolki, pomidorów i ogórków. W tym czasie reszta załogi schodzi na ląd. 


foto: Tomek

foto: Tomek

Gdy wracają jedzonko jest już gotowe. Wszyscy pałaszują i nawet chcą dokładek. Claudia zostaje przezwana jamochłonem - zjada swoją porcję i dokładkę zanim ktokolwiek inny skończy swoją pierwotną porcję. Pełen sukces kulinarny :D

Zachodzi słońce. Wszyscy są chyba wykończeni upałem, bo jakoś tak jest leniwie i niemrawo - część idzie spać, reszta czyta, ja nadrabiam zaległości w pisaniu postów na bloga. Około siódmej zaczynają się karciane rozgrywki w remika. Nie ma żadnego alkoholu, więc pijemy wodę. I palimy cygra. Kto by pomyślał - krótki rękawek, szum morza, cygaro... w styczniu...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz