21 września 2014 - niedziela
Tak, wiem, nie opisałam dnia jedenastego... soboty - bo nie ma czego opisywać. Leniuchowałam cały dzień, nie przejechałam żadnego kilometra. Należał mi się odpoczynek. I tyle.
W niedzielę czekamy aż trochę się przejaśni i niespiesznie grupką motocykli ruszamy nienajszybszą drogą do domu. Po drodze są małe mieścinki, policjanci pozdrawiający nas z radiowozu, remontowana droga, sielskie krajobrazy, Ojców i obiad w knajpie. W moim przypadku żurek i znakomita tarta malinowo-czekoladowa. Jak nie jem słodyczy, tak mam na nią ochotę.
Po posiłku każdy rusza w swoją stronę, swoim tempem. Ja dla odmiany trochę ostrzej niż zwykle. Rzadko mi się zdarza taka jazda, ale znowu - mam taką potrzebę. Ale wszystko w granicach bezpieczeństwa - mój margines jest bardzo duży...
Dojeżdżam do domu. Kolejny szczęśliwy powrót, bilansujący ilość wyjazdów. Oby tak zawsze!
Przejechane: 128 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz