wtorek, 23 września 2014

Bałkany 2014 - Dzień 1 - Drobiazgi

10 września 2014 - środa

Czemu zawsze brakuje jednego dnia? Żeby wszystko ogarnąć na spokojnie, a nie w ostatniej chwili? Jestem spakowana, ale motocykl jest w garażu kilka ulic dalej. Idę po niego te parę minut. Po drodze zupełnie przypadkiem podnoszę wzrok i trafiam na jeden z balkonów kamienicy. Na balkonie jest suszarka na ubrania, na suszarce granatowy ręcznik, na ręczniku kontrastowy napis (co prawda "na lewą stronę", ale bezbłędnie odczytuję): Budva Montenegro. Tak... To mniej więcej mój cel wyjazdu...

Wytaczam Oliviera z garażu, napełniam Scottoilera olejem i podstawiam pod bramę wejściową do domu. Znoszę dwie rolki bagażowe - jedna ze wszystkim, druga prawie pusta, tylko z namiotem - może się przydać gdzieś w Rumunii. W topcase jedzie aparat foto, "transformer", zapasowe rękawiczki jakby jedne przemokły i bluza z merynosa, jakby się chłodniej zrobiło. Do tego dwie puszki napoju energetycznego i trzy paczki kabanosów. W tkankbagu mapa i kilka mniej lub bardziej podręcznych drobiazgów. W Zumo ustawiam cel na dziś. Zadar. 1100 km...

Stan licznika Oliviera to 33369 km. Ciekawe, ile mu przybędzie?

Chwilę po 8 rano ruszam. Trasa jest niemalże w całości autostradowa, więc "nic ciekawego się nie dzieje" i nie ma zdjęć. Uwagę przykuwają jedynie drobne rzeczy i wydarzenia...

Zanim jeszcze dobrze się rozpędzę staje na stacji sprawdzić ciśnienie w kołach. Jest OK.
Kilometry uciekają. O 9:53 mam ich jeszcze 953 do przebycia i jestem przy granicy z Czechami. Pogoda jest dobra. Cieszę się słońcem, które ogrzewa czubek mojego wiecznie zimnego nosa. Ciekawe czy domaluje mi piegów przez szybkę ;) Myśli w głowie biegną w dwie strony. Jedna, to cytat z Audrey Hepburn "Wiem, że mam więcej sex appealu na czubku mojego nosa, niż wiele kobiet ma na całym ciele. Nie widać tego od razu, ale tam jest!". Druga to skojarzenie z zimnymi rękami... i stwierdzeniem, że jeśli kobieta ma zimne ręce to jest gorąca w łóżku. Obie strony chyba nie mają sensu... Jadę dalej...

Pachnie skoszona trawą. Uwielbiam ten zapach. Nie wiem dlaczego, ale od razu mam skojarzenie ze strzyżeniem włosów z tyłu głowy... lubię miziać takie świeżo przystrzyżone włosy dłonią...

Na granicy z Austrią kupuję winietki na Austrię i Słowenię. tym razem kolor paznokci jest w miarę dobrany ;) Spotykam parę motocyklistów z Łodzi. Tj. kierownika i pasażerkę na Pegaso. Jadą do Włoch, a potem promem do Czarnogóry. Życzymy sobie wzajemnie szerokości.

Początek Austrii to przejazd przez kilka małych wiosek. Pamiętam jak kiedyś robiły na mnie wielkie wrażenie... małe, czyste, zadbane miejscowości. Teraz już nie robią takiego wrażenia... W Polsce dużo się zmieniło na lepsze. A może to ja się zmieniłam... W Poysdorfie, gdzie zawsze kusi mnie jedno miejsce - "targ" z winem, ulice są  "dożynkowo" ozdobione. W jednym miejscu są karykaturalne postacie papieża i Dalaj Lamy z butelką wina, a po drugiej... Conchita Wurst ;)

W połowie drogi zatrzymuję się na gulaszową i herbatkę. Pogoda się pogarsza. Od tej pory generalnie pada... To by było na tyle słońca.


Austria, i Chorwacja. Coraz bardziej górzyście, coraz więcej tuneli, w których jest sporo cieplej niż poza nimi, więc po wjeździe momentalnie paruje wizjer w kasku. Od zewnątrz, więc szybko można go przywrócić do używalności.

Póżniej czuć już zapach morza. Nad Zadarem jak flesze rozbłyskują błyskawice, choć bardziej "straszy" niz pada. O 20:45 wjeżdżam do miasta. Melduję się w Schronisku młodzieżowym, ale zanim się rozlokuję wsiadam jeszcze na moto i jadę gdzieś coś zjeść. Po kilkunastu minutach poszukiwania ląduję w L.A. Bar, gdzie zamawiam smażone kalmary, Chyba już jest po sezonie i niełatwo znaleźć o tej porze knajpkę z jedzeniem, która jest otwarta.

W hostelu w najlepsze trwa jakaś młodzieżowa impreza. Nie przeszkadza mi to zupełnie. Za to wkurza mnie jeden upierdliwy komar, ale zasypiam zanim go ubiję... Za oknem pada deszcz, co działa jak kołysanka...


Przejechane: 1093 km


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz