sobota, 23 marca 2013

Nadwiślańska plaża pod Warszawą

foto: Motoszkoła
09 lutego 2013 - sobota

Mimo, że siódmego lutego sprzedałam motocykl dzisiaj sporo pojeździłam. Sezon moto uważam za otwarty.

Wszystko zaczęło się wczoraj, czyli w piątek, 8 lutego. Skończyłam pracę jak Pan Bóg przykazał o siedemnastej i o 17:40 siedziałam w już pociągu relacji Kraków-Warszawa. W torbie podróżnej miałam ciuchy moto, wraz z kaskiem i butami, szczoteczkę do zębów, ręcznik i dezodorant.

O 20:35 wysiadłam na Dworcu Centralnym. Ruchomymi schodami, które nie działały wspięłam się z peronu do hallu i spotkałam Leffa. Poszliśmy coś zjeść, a następnie pojechaliśmy do Przemkadaba na nocleg.

Ponieważ byliśmy u niego po 21:00 to zgodnie z "forumowym" zwyczajem tu relacja zostanie przerwana ;)

(...)

Sobota, siódma rano - dzwoni budzik. Dzwoni kilka razy. Pies szczeka, koty się przymilają.
Na śniadanie jest spora porcja jajecznicy.



Pakujemy się do Leffej bumy i jedziemy w kierunku Nowego Dworu Mazowieckiego. Po drodze musimy dopompować koło, bo czujnik ciśnienia w oponach sygnalizuje error (dwa dni później okaże się, że powodem problemu była śrubka która wbiła się w oponę...). O dziesiątej meldujemy się w wyznaczonym strzałką na wydrukowanej mapie miejscu. I zaczyna się kurs Offroad Start :)

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Na KLX250 ledwo dostaję nóżkami do ziemi, nawet Rafał (instruktor) twierdzi, ze moto na mnie trochę duże. Ale jakoś daję radę. Leff też. I trzeci kursant - Rafał - też. Rafał instruktor i Wojtek dają radę bardzo dobrze - od nich się dzisiaj uczymy :) Jest wesoło, momentalnie robi się gorąco, mimo, że temperatura to ok. -3 stopnie.

Najpierw oswajamy się z jazdą po śniegu, potem ćwiczymy slalom.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Czas na życiodajną herbatę/kawę i odpoczynek...

Posileni kawką, herbatką i wafelkami ruszamy w kierunku Wisły. Wg Rafała, mamy do przejechania "dobre dwa kilometry". Niby niewiele, ale jazda po jezdni skutej śniegiem i lodem nie jest przyjemna. W dodatku musimy przekroczyć ruchliwą DK7. Jeszcze tylko szybkie siku na stacji benzynowej (taki ukłon w moją stronę, żebym nie musiała zwiększać światowej ilości żółtego śniegu) i jedziemy dalej.

Dróżki stają się coraz bardziej podrzędne. Jedna jest tak oblodzona, że Leff koncertowo zalicza glebę przed skrzyżowaniem. A ja tuż za, o mało co nie trafiając w betonowy słup. Powoli dojeżdżamy do miejsca, gdzie ćwiczymy zjazdy i podjazdy.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Jest super! I obiecana plaża też coraz bliżej.

foto: Motoszkoła

Nie jest lekko, ale jakoś dajemy radę.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

I wreszcie docieramy na plażę. Tzn prawie docieramy, żeby się do niej dostać, trzeba pokonać "wielką kałużę". Co prawda podczas GS Trophy 2012 w Drawsku zostałam "pogromcą kałuży", ale ta mnie przeraziła. Może nie tyle sama kałuża co perspektywa wywrotki i wylądowania w lodowatej wodzie i potem kiszenia się w zamarzających ciuchach przez następne dwie godziny... Leff całkowicie odpuścił tę część szkolenia i przy papierosku oglądał zmagania reszty grupy.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Karaibska opalenizna ;)
foto: Motoszkoła

Chłopaki radziły sobie całkiem sprawnie.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Ja podeszłam do tematu troszkę spokojniej. I chwilę mi zajęło przekonanie samej siebie, ze przecież dam radę...

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Instruktor też się w końcu przeprawił.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

W międzyczasie Rafał trochę poszarżował i w ciągu trzydziestu sekund zakopał całe tylne koło w swoim motku.

foto: Motoszkoła

Wykopywanie go trwało dobre pół godziny i zaangażowało trzech chłopa. Leff patrzył na wszystko zza "wielkiej wody" i nawet nie miał jak się przysłużyć w słusznej sprawie.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Tymczasem ja pojeździłam trochę po piachu. Albo po piachu przykrytym śniegiem. Albo pokrytym zamarzniętymi kawałkami lodu. I wbiłam się na krę o grubości dobrych 7 cm i średnicy około metra. No i oczywiści polansowałam się na plaży tuż nad wodą.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Żółty motek wykopany, więc można wracać. Przez piaski, wody i śniegi.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Mimo wszystko ostatni odcinek okazał się najtrudniejszy - niby prosta droga, ale pod warstwą śniegu były zamarznięte koleiny z ziemi, które były szalenie zdradliwe. Nie obyło się bez kilku gleb na "prostym".

foto: Motoszkoła

Szczęśliwie dotarliśmy do bazy - dyplomy-sryplomy, zdjęcia, kawka/herbatka na rozgrzanie.

foto: Motoszkoła

foto: Motoszkoła

Było super. Już kombinuję żeby zakupić jakiegoś lekkiego enduraka do śnieżnych wypraw dookoła komina :)


Fotki dzięki uprzejmości i za zgodą motoszkola.pl/kursyenduro.pl

2 komentarze: