środa, 6 sierpnia 2014

Expert dla początkujących - Dzień 5 - Koło zatoczone

20 czerwca 2014 - piątek

Czas wracać do Austrii... Ale oczywiście nie najkrótszą ani najprostszą drogą, oj nie... Zaczynamy od znanej nam już przełęczy Pordoi. Jedzie się jakby łatwiej, choć inaczej, bo motocykl zapakowany. Nie wiem sama... Jest progres? Nie ma?... Połykamy kolejne zakręty, kolejne wzniesienia. Mijamy przełęcz Staulanza. Ćwiczę każdy zakręt. W lewo trajektoria + pozycja, w prawo głównie trajektoria, a na łatwiejszych zakrętach dodaję do tego pozycję. Dojeżdżamy do przełęczy Cibiana. tu robimy przerwę. Osładzam sobie postój gorącą czekoladą. Odpinamy kufry i inne bagaże z motocykli i zaczynamy ćwiczenia. Najpierw "na sucho - na dostępnym sprzęcie ćwiczę zmianę pozycji, a potem zaczynamy prawdziwe jazdy.




Jedno miejsce na trasie jest dość zdradliwe. Ze dwa razy mnie tam lekko "ślizga". Za każdym kolejnym razem staram się pamiętać, ze tam za barierką jest ten dziwny zakręt w prawo... Pamiętam w połowie przypadków... Ech... Znowu jest za mało bujania. I w dodatku wejścia w lewe zakręty są za szeroko (to nowość)... Wierzchołki standardowo pospóźniane :(





Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym  nie zjechała gdzieś w bok... w ładne miejsce... "Skok w bok" kończy się użądleniem trzmiela - robiąc sobie słitfocię opieram rękę na udzie i przygniatam nią trzmiela... Dłoń mi trochę drętwieje, co nie jest fajne przy konieczności operowania manetką gazu...



Gdy już każdy zaliczył jazdy w górę i w dół, możemy jechać dalej. A mamy przed sobą nie lada misję - zakup wina w lokalnej hurtowni. Ja zadowalam się sześcioma butelkami, które udaje się jeszcze upchnąć w niewielkim bagażu, ale niektórzy kupują ponad dwadzieścia ;)


Zmierzamy w kierunku Staller Sattel. Ruch na tej granicznej przełęczy jest wahadłowy, więc czekamy na "otwarcie bramek" w knajpce w hotelu nad jeziorem.



Chwilę przed otwarciem ruchu, ustawiamy się na początku kolejki.


Ciasnymi winklami wjeżdżamy na przełęcz, gdzie, widząc ciemne chmury, cześć grupy się ubiera w przeciwdeszczówki.






Zjeżdżamy z przełęczy i wbijamy się w mniej lub bardziej lokalne drogi. Spora ich część jest w remoncie, pogoda nie rozpieszcza, więc zamiast drogi widokowej jedziemy przez tunel Felbertauern.

Dojeżdżamy do Fusch i pensjonatu, gdzie zaczynaliśmy kursową przygodę. Wieczór znowu upływa na analizie filmików. Przy piwie.



Przejechane: 365 km


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz