Nawet się wysypiam. Śniadanie jest jak na Włochy nie najgorsze, ale czujne oko personelu nadzorujące, czy nikt nie wynosi kanapek jest tak upierdliwe, jak nieskuteczne ;)
Jest mokro, ale chwilowo nie pada, więc ruszamy pod Marmoladę, na przełęcz Fedaia. Kilka jazd w górę i w dół i zaczyna padać. Nie przerywamy jednak jazdy - w końcu nie jesteśmy tu dla przyjemności.
Muszę przyznać, że z perspektywy zimy i nart okolica wygląda zupełnie inaczej, niż z perspektywy późnej wiosny i dwóch kółek.
Lubię tę przełęcz, ale dzisiaj zakręty znowu nie wchodzą tak, jakbym tego chciała. Nie ma dramatu, ale do ideału też daleko. Najpierw mam przejazd w górę.
Potem jest przerwa higieniczna na wygłupy.
A potem dalsze jazdy, moja w dół.
Pada na dobre. Nic tu po nas - jedziemy na Pordoi.
Niestety, tam wcale nie jest lepiej - Instruktoru ślizga się na asfalcie i podejmuje decyzję, że jazda jest tam zbyt niebezpieczna dzisiaj - wrócimy jak będzie sucho.
Jedziemy na przełęcz Sella, gdzie robimy sobie przerwę na coś do jedzenia i picia. Lody odpadają - po pierwsze wtorek, a po drugie zimno i mokro.
Część grupy stwierdza, że wraca do hotelu. Ci twardzi jadą na przełęcz Gardena, żeby tam poćwiczyć zakręty.
Jesteśmy twardzi, ale nie niezniszczalni - po jakimś czasie i my zwijamy się na bazę. Zatrzymujemy się jeszcze przy markecie, żeby zakupić małe co nieco na wieczór. Niestety - sjesta. Trzeba przyjść później. Na kilkusetmetrowy dojazd do hotelu pożyczam moto Viktorka - potem okazuje się, że byłam pierwszą osobą, której pożyczył moto - jestem zaszczycona :)
Ustalamy wyjście do sauny, ale koniec końców okazuje się, że ta przyjemność kosztuje jakieś chore pieniądze, obsługa czepia się jak się przyjdzie z własnymi ręcznikami (wyłapali nas na kamerach przy windzie i od razu wysłali kogoś z obsługi, który coś tam na m próbował wytłumaczyć). Nie lubię takich akcji więc odpuszczam.
Na kolację znowu idziemy do Boskiej Joli.
Po powrocie trzeba jeszcze omówić dzisiejsze filmy - impreza jest tym razem u Instruktoru i u mnie.
Koło północy, gdy już wszyscy powoli się rozchodzą w drzwiach staje jeden z gość z obsługi hotelu i krzyczy "Silenzio! Polizia!" Przecież jesteśmy cicho... My tu tylko szkolenie mamy... Ech ci Włosi... Ale dzięki temu mamy chyba nowy ulubiony zwrot ;)
Silenzio! Bo trzeba iść spać. A mi... coś w duszy gra...
Przejechane: 161 km
PS. Tomek, wszystkiego najlepszego urodzinowego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz