sobota, 27 kwietnia 2013

Bałkańska majówka 2013 - prolog

Przez ostatni tydzień dzielnie pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, żeby móc wyjechać w piątek popołudniu. Niestety z kilku przyczyn ten plan musiał zostać zmodyfikowany, a trasa odwrócona - pojadę przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Wyruszam dopiero jutro (tj. w niedzielę) rano. Może i dobrze, zyskałam półtora dnia na lepsze ogarnięcie się, choć i tak się czuję jak student przed sesją - brakuje jeszcze tego jednego dnia.

W piątek udało mi się nabyć nawigację do moto. Dzisiaj za to miałam plan na kupienie tankbaga. W Defenderze nie było nic co by pasowało na plastikowy garbaty niby-bak mojego bmw. Ale za to w dobrej cenie nabyłam drogą kupna dżinsy MottoWear, bo poprzednie są jakby dwa rozmiary za małe (i mimo wylewania siódmych potów na siłowni i zrzucenia kilku kilo przede mną jeszcze co najmniej drugie tyle, żeby osiągnąć wagę i wymiar sprzed roku), a czarne motto-bojówki już lekko przechodzone.

Przemieściłam się do moto-akcesoriów, ale tam też było trochę pusto. W ramach rekompensaty chłopaki zaproponowali kiełbę z grilla :)

Pojechałam też do Ridera żeby zobaczyć jak leży oryginalny tankbag, ale otrzymałam info, że "jest w magazynie czyli będzie w sklepie za 5 dni" i "mogę zamówić, ale wtedy muszę kupić, bo nie ma możliwości zwrotu". I że "on jest dziwny i drogę będę widzieć, ale zegarów na pewno nie". Reklama dźwignią handlu ;) Zapytałam też o spodnie Summer - w sklepie były tylko męskie (które zresztą przymierzyłam, ale nie leżały na mojej śródziemnomorskiej kobiecej figurze) - to samo - mogą mi zamówić damskie (choć nie wiem co mieli na myśli bo właśnie sprawdziłam w katalogu i są tylko unisex), ale niezależnie czy będą pasować czy nie, to muszę kupić... ech, nie ma to jak być frontem do klienta... Po raz kolejny przekonuję się że nie lubię tego miejsca...

Swoją drogą - ma ktoś jakiś pomysł na tankbag do osiemsety? Wymagania: niezbyt duży, z foliowym okienkiem na mapy, łatwo przy/odczepialny z moto...

Wróciłam więc do domu, ogarnęłam ostatnie sprawy służbowe, choć i tak jestem daleko w tyle - niektóre rzeczy udało się delegować, resztą się zajmę w maju.

Przygotowałam niezbędne rzeczy na wyjazd i zamontowałam nawigację (trzeba będzie jeszcze elektrykę  podpiąć, ale to zostawię profesjonalistom). Z racji, że poranne ważenie wykazało, że waga znowu nieco spadła (to pewnie wynik ostatnich treningów; po środowym chodzę jak paralityk bo mam potężne zakwasy w łydkach) stwierdziłam, że należy mi się przedwyjazdowe piffko. Mimo nazwy, ma nadzieję, że armagedonu nie będzie ;)

Idę się pakować :) Przede mną jutro wczesna pobudka (muszę zdążyć wyjechać zanim zacznie się maraton krakowski bo mnie zamkną w mojej dzielnicy ;)) i nieco ponad 800 km i  nocleg w Lublanie - mieście smoków. Później się pokręcę po Słowenii i północnej Chorwacji, tak, żeby we wtorek być mniej więcej w Zadarze, gdzie ma przybyć mój towarzysz podróży :) Może uda się też spotkać dwie ekipy żeglarskie - Dzikiego i tą w której jest leff :)



Mam nadzieję, że na wyjeździe szczęście będzie mi sprzyjać :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz