Budzimy się komisyjnie o 6:30. Właśnie wstaje słońce i momentalnie robi się upalnie. Pora jest co najmniej nieprzyzwoita, ale naprawdę nikomu nie chce się już spać. O ósmej jesteśmy już po śniadaniu, prysznicu i innych porannych rytuałach Wciąż czekamy na rozwój sytuacji z zgubionym bagażem. Wiemy tylko, że "jest w przewozie cokolwiek to znaczy. Z Gosią i Tomkiem idziemy jeszcze raz do sklepu, żeby kupić jeszcze kilka rzeczy.
Po drodze mijamy "tubylców" którzy przygotowują się do jakichś regat na swoich śmiesznych łodziach - jolach. Gra muzyka, jest bardzo kolorowo i wesoło. Udziela mi się dobry nastrój, pomimo tego, że żar leje się z nieba. Gdy wracamy sprawdzamy ostatnie rzeczy techniczne na jachcie, tankujemy do pełna wodę. Widzimy, że startują regaty. Po chwili stratujemy i my.
foto: Tomek |
foto: Tomek |
Z Marine wypływamy dobrze po dwunastej. Tyczu szkoli nas z kilku podstawowych rzeczy dotyczących bezpieczeństwa, stawiamy żagle i kierujemy się na Saint Lucia.
foto: Tomek |
Po jakimś czasie robimy się głodni - trzeba przygotować obiad.
Po mniej więcej godzinie, gdy woda na ryż dalej nie chciała się zagotować wachta kambuzowa podjęła decyzję o zrobieniu kanapek. Danie głównie zjemy na kolację ;)
foto: Tomek |
foto: Tomek |
foto: Tomek |
Słońce zachodzi szybciej niż myślimy, ale spektakl na niebie jest piękny, kolory niesamowite, chmury mają fantastyczne kształty. Księżyc wygląda jak cienki uśmiech, ale widać generalnie całą jego powierzchnię - większość jest ciemnoszara, a cienki skrawek pięknie świeci.
Dzisiaj zmęczenie przychodzi do mnie dużo szybciej i zasypiam w swojej koi.
Pozdrów delfiny ode mnie :)
OdpowiedzUsuńAniaB
nie widziałam żadnego :(
Usuń