Weekend wcale nie zapowiadał się ciekawie. Nie miałam żadnych planów - aż do czwartkowego popołudnia, kiedy to po konsultacji z chirurgiem okazało się, że trzeba będzie mi pociąć lewą rękę. I to w miarę szybko, tak, abym na główny wyjazd sezonu już była po rekonwalescencji i mogła jechać bez przeszkód. Termin zabiegu: 01-07-2013. W związku z tym wysypał się plan wyjazdu na "babski zlot" z początkiem lipca, więc trzeba było szybko wykombinować jak tu dozbierać kilometrów żeby dobić do 10 000 km przebiegu motocykla (przegląd). I przetestować nową, wysoką szybę :) W forumowych propozycjach wyjazdów odszukałam wątek o zlocie BMW w Żegiestowie i już miałam plan na weekend. Swój udział potwierdzili jeszcze Tomek i Marek.
W piątek pracę skończyłam równo o 17. Ostatnie minuty telekonferencji, którą prowadziłam przesiedziałam już z wyłączonym komputerem. Pomknęłam do garażu po Oliviera, Potem spakowałam się, wskoczyłam jeszcze pod szybki prysznic, bo upał był niemiłosierny, zapakowałam rzeczy na moto i wyruszyłam. Zahaczyłam jeszcze o stację benzynową, zatankowałam do pełna, zadzwoniłam do Tomka, że "już jadę" i że tak jak ustalimy spotkamy się w Tuchowie i na zlot dojedziemy razem.
Wyjazd z miasta w piątkowe popołudnie był dość trudny. Było niesamowicie ciepło (36 stopni) i tłoczno i ciągle trafiałam na samochody KRA, KWI, KPR itp, które nie mają w zwyczaju przepuszczać motocykli w korku...
Na autostradzie w kierunku Rzeszowa też było niezwykle tłoczno. W dodatku zaczęło się chmurzyć, a temperatura w ciągu kilku chwil spadła o prawie 10 stopni. Na szczęście deszcz nie pokrzyżował mi planów. Za to w Tarnowie nawigacja pokierowała mnie tak, że najpierw wbiłam się w jakieś korki, później utknęłam na dobre 10 minut na przejeździe kolejowym bo przetaczał się pociąg towarowy, a jeszcze później musiałam zawrócić, po tym jak wjechałam na prywatny parking przy jakimś kompleksie parkowo-pałacowym ;) Tomek chyba lekko zniecierpliwiony, zadzwonił do mnie ze dwa razy, ale w końcu udało się spotkać.
Jechało się dobrze, choć mieliśmy jeden postój na przystanku autobusowym, żebym ubrała się w kondom przeciwdeszczowy, bo moja siatkowa kurtka i motobojówki przemakają w momencie. W Krynicy zatrzymaliśmy się jeszcze celem zakupienia mokrego prowiantu i po przejechaniu jeszcze dwudziestu kilometrów byliśmy w bazie w Żegiestowie. Impreza już trwała na całego, jeden z organizatorów tylko nam powiedział, że zarejestrować się możemy w sobotę, podpowiedział gdzie się rozbić namiotem i gdzie są sanitariaty i wyżerka - czyli podstawowe rzeczy. Zaparkowaliśmy motocykle, rozstawiliśmy namioty w miejscu, które wybrałam i zaczęliśmy wieczór - od rozpalenia ledwo żarzącego się ogniska i wypicia butelki wina. Następnie przenieśliśmy się do głównego miejsca wieczornej imprezy...Ludziska bawili się tańcząc i śpiewając (nie, nie wystąpiłam w konkursie karakoke). O dziwo nikt nie jeździł na moto ;) Marka nie udało się spotkać, choć on zameldował na forum, że "A Doodek jeszcze nie śpi, peroruje " - więc musiał mnie widzieć, ale się nie ujawnił ;) Szybko zrobiła się prawie trzecia i mając na względzie sobotnią wycieczkę, poszliśmy spać. Ktoś w pobliskim namiocie strasznie chrapał.
Rano okazało się, że zupełnie przypadkiem rozbiliśmy się z namiotami obok namiotu Marka - swój do swego ciągnie ;) Śniadanko, prysznice, mocowanie taknbaga, który dotarł do mnie w piątek i nie miałam jeszcze czasu go założyć, szybki serwis tomkowego kasku na stoisku Shoei, ustalenie z grubsza trasy przejazdu i koło 11 byliśmy w odpowiedniej formie, żeby wyjechać.
Trasa nie była jakaś szczególnie ambitna ;) ale za to krajobrazowo ładna. Piwniczna - Stara Lubovna - Spisska Bela, Spisska Stara Ves - Krościenko nad Dunajcem - Stary Sącz - Piwniczna - Żegiestów.
Nie obyło się też bez postoju na przystanku autobusowym (taka tradycja) i ubierania przeciwdeszczówek. Tym razem naprawdę lało. W zasadzie cały czas było "średnio pogodowo" więc nawet nie chciało mi się zatrzymywać robić zdjęć...
Tomek zaczął się zastanawiać jak tam namioty - czy ich nie zmyło, zwiało w oberwaniu chmury, albo czy nie runęło na nie żadne z pobliskich drzew. Jak dojechaliśmy do bazy Marek nam powiedział, że w naszej "sekcji" jest bagno i on już swój namiot przeniósł. Mój był względnie ok, ale namiot Tomka stał w wodzie sięgającej do kostek. Ewakuowaliśmy się w wyżej położone miejsce. Oczywiście mój wybór miejsca do rozbicia się poprzedniego wieczoru nie pozostał bez komentarza ;)
W wyniku ulewy w ośrodku brakowało przez chwilę prądu, więc schłodzone napoje (no, z wyjątkiem jednego piffka na uzupełnienie straconych w ciągu dnia witamin i mikroelementów) i prysznice musiały poczekać.
O 18:00 zaczęły się konkursy - wolnej jazdy (Marek startował, ale znowu nie wygrał ;)), podnoszenia GSa (rekord do pobicia to 24 razy w ciągu 30 sekund!). niestety znowu się rozpadało... Potem była kolacja, a po kolacji, na deser pieczony prosiak :) I muza na żywo, i impreza do późna... Ciężko jest żyć lekko ;)
Niedzielny poranek nie był wcale zły ani straszny, choć pochmurny i deszczowy. W przerwie między opadami udało się złożyć namioty i spakować motocykle, ale znowu trzeba było się schować pod dach żeby ubrać ciuchy przeciwdeszczowe, bo znowu zaczęło solidnie siąpić.
Marek wyjechał chwilę wcześniej. Tomek i ja ustaliliśmy, że jedziemy razem do Łososiny Dolnej, ja skręcam w lewo na Limanową, a on w prawo na Rzeszów.
Podczas powrotu cały czas siąpiło, aż do Dobczyc. W Krakowie za to było już piękne słońce :) Postanowiłam więc, że zamontuję Olivierowi osłonę reflektora, po czym odstawiłam go do garażu.
Przejechane: 548 km
PS. Rysunek trasy wygląda jak zdeformowana Afryka (z wyjątkiem tej"pętli" po lewej na dole) - czyżby jakiś znak? ;-)
Pozazdrościć! A jak spisała się nowa szyba bo też zastanawiam się nad zamianą?
OdpowiedzUsuńPozdro!
:)
OdpowiedzUsuńNowa szybka bardzo dobrze się sprawuje. Wzrosła komfortowa prędkość przelotowa, robale jakby mniej się rozbijają o wizjer, ale z drugiej strony krople deszczu ładnie dalej spływają.
Dzięki, pewnie zdecyduję się na wymianę. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę, bo bez Twoich relacji z podróży jakoś nudno będzie....
OdpowiedzUsuńWszystko jest zaplanowane tak, zęby wyjazd w drugiej połowie lipca - główny wyjazd sezonu - odbył się już po rekonwalescencji :)
OdpowiedzUsuńAle o tym wyjeździe będzie oczywiście osobny post :)