czwartek, 25 października 2012

Poszukiwanie jesieni

20 października 2102 - sobota

Miało być inaczej, a wyszło jak zwykle....

Generalnie dzisiaj miała być niedaleka pojeżdżawka w składzie Doodek+Gustaw i Psuja+Zephyr. Siostra niedawno odebrała plastik z literką "A" i trzeba było "zainaugurować sezon" jakąś lekką traską dookoła komina. W południe poszłyśmy do garażu, wytoczyłam Gustawa (dzisiaj bez gleby :)) a następnie Zephyra. Zgodnie ze sztuką soprawdziłyśmy co i jak i odpalamy Zephyra. Rozrusznik kręci, kręci, kręci... Nic. Kurczę - ssanie jest, kranik na "pri", światła wyłączone - wszystko jak ma być. Jeszcze raz - kręci, kręci, kreci... coraz słabiej i słabiej... aż aku całkiem zdechło. Fakt, nie odpalałam motka chyba od czerwca... No nic to. Zephyr chyba nie chciał opuszczać Hanki stojącej jeszcze w garażu. Niech ma... wtoczyłam go z powrotem. No i co teraz? Siostra lekko podłamana, bo to miał być jej dzień, jej pierwsza jazda na legalu, a staruszek taki numer wywinął... Zaproponowałam, że wezmę ją na plecak... nigdy z plecakiem nie jeździłam i w ogóle nie wiedziałam jak to będzie. Zresztą, dla kierowcy plecakowanie to żadna fajna opcja, ale siostra się zgodziła. Po próbie "jak to jest z plecakiem" na sucho przed garażem stwierdziłam, że dam radę (w końcu, kto ma dać radę jak nie ja), ubrałyśmy ciuchy i pojechałyśmy w zaplanowaną traskę.



Godzinka jazdy upłynęła na podziwianiu jesiennych kolorów, przejeździe przez małe wioseczki zupełnie bez ruchu samochodowego. Wracając jechałyśmy koło lotniska i dosłownie nad nami przeleciał lądujący samolot :) Nie było do końca tak jak miało być, ale i tak było fajnie :)



















1 komentarz: