Po powrocie z Afryki opisałam tamtejsze wojaże. Przeczytał je m.in, Marek i odezwał się do mnie mniej więcej tymi słowami: "Ty, w przeciwieństwie do większości, nie boisz się Afryki. Ja tam ciągle jeżdżę sam, byłem w większości krajów, może kiedyś uda się pojechać razem?" Propozycja ciekawa i kusząca, bo jak wiadomo, ja chce pojechać wszędzie.
Z Markiem udało się spotkać osobiście i chwilę pojeździć po Roztoczu w maju 2015. Troszkę się więc znamy, a Marek wie, że mam krótkie nogi i czasem trzeba mi pomóc z podnoszeniem motocykla (zwłaszcza jak się na szosowych oponach pomyka skrajem miedzy, a jest grząsko bo po solidnym deszczu i się kółko omsknie i moto wyląduje w zbożu), był nawet pomysł jakiegoś wyjazdu w sierpniu 2015, ale nie wypalił - u mnie jeszcze nie wszystko było wyprostowane, więc nie mogłam sobie na niego pozwolić.
Temat powrócił zimą. I tu się zaczęło. "To gdzie jedziemy?". Może Uganda i Rwanda? Dla mnie bomba! Ale Marek już był w Ugandzie i w sumie chętnie by pojechał w nieznane miejsce. OK, mnie w sumie obojętne, bo i tak tam nie byłam ;) To może Togo/Benin/Ghana? Super! Nadrobię to co miało być w styczniu 2015, a nie było przez afrykańską biurokrację. A może Oman? W sumie kierunek odwrotny niż główne ruchy migracyjne obecnie... A może w drugą stronę? Ekwador? Ceny lotów zabijają promocji akurat nie ma. To może... Kolumbia?
Marek kupił bilet do Bogoty sporo wcześniej niż ja, bo trochę pokomplikowało mi się w pracy i w zasadzie do początku stycznia nie wiedziałam, czy uda się wyjechać. Nawet rozważał odpuszczenie sobie moto, ale skoro dołączyłam do składu, to temat motocykli odżył.
Niestety - wynajem moto w Kolumbii to droga impreza. Można dość łatwo pożyczyć motocykle klasy 650, ale to wydatek rzędu 100 $ dziennie. Do tego często dodatkowe ubezpieczenia rzędu 25 $ dziennie i depozyt paru tysięcy dolarów. Udało się znaleźć wypożyczalnię, która miała motki w akceptowalnej kwocie. Stwierdziliśmy, że "dwusetki" nam wystarczą, bo nie mamy zamiaru tam bić rekordów przejechanych kilometrów - po pierwsze to ogromny kraj, więc i tak się go nie łyknie w 2 tygodnie, po drugie drogi są pozakręcane jak paragrafy, a po trzecie nie mamy zamiaru całych dni spędzać w siodle. Niestety po początkowej dobrej wymianie maili wypożyczalnia przestała odpowiadać :( a my nie znaleźliśmy żadnej innej w Bogocie, która wypożyczałaby chińskie/indyjskie motorki klasy 200.
Nie poddajemy się jednak i szukamy innych możliwości. Czasu coraz mniej, ale musi się udać. Pozostaje jeszcze kwestia dopracowania trasy, ale to może zależeć od tego czy i jakie (i skąd) motki uda nam się wypożyczyć.
Oczywiście nie może być idealnie - w Ameryce Południowej panoszy się wirus Zika (ZIKV). Jak nie Ebola to inne cholerstwo ;) Na szczęście komary nie nie lubią, więc będzie dobrze :)
Przetestuję też (choć oby nie) rządowy system Odyseusz do zgłaszania podróży - już się zarejestrowałam i dodałam wyjazd.
Teraz jeszcze trzeba dokończyć sprawę motków, skonfigurować SPOTa, spakować się i lecieć :)
Oczywiście nie może być idealnie - w Ameryce Południowej panoszy się wirus Zika (ZIKV). Jak nie Ebola to inne cholerstwo ;) Na szczęście komary nie nie lubią, więc będzie dobrze :)
Przetestuję też (choć oby nie) rządowy system Odyseusz do zgłaszania podróży - już się zarejestrowałam i dodałam wyjazd.
Teraz jeszcze trzeba dokończyć sprawę motków, skonfigurować SPOTa, spakować się i lecieć :)
Życzę powodzenia i czekam niecierpliwie na relację :)
OdpowiedzUsuńDzięki. A relacja na pewno się pojawi :)
UsuńZa ile udało Ci się kupić bilet?
OdpowiedzUsuńZazdraszczam wyprawy i oczywiscie doczekac sie nie moge relacji - pozdrawim
OdpowiedzUsuń