poniedziałek, 27 lipca 2015

Expert - podejście drugie - Dojazdówka

13 czerwca 2015 - sobota

Przede mną cały dzień jazdy i ponad tysiąc kilometrów do zrobienia. Przemili gospodarze raczą mnie pysznym śniadaniem i dużym kubkiem herbaty. Dostaję też Jacka D. w ramach podziękowania za wczorajsze wystąpienie ;) Z Dębicy ruszam koło ósmej - w chopperowej eskorcie do najbliższej stacji benzynowej. Potem wbijam się na autostradę i ruszam w kierunku Krakowa. Poprzedniego wieczoru wybrałam na dziś trasę przez Zwardoń i Bratysławę - dawno nią nie jechałam. Po drodze zahaczę o Bielsko i przybiję piątkę z Piotrkiem, który akurat w ten weekend objeżdża Beskid Śląski.

Droga mija bardzo przyzwoicie i bez niespodzianek. No, prawie... Podjeżdżam do bramki na A4 w Balicach, podnoszę wizjer w kasku i podaję kasę pani z okienka. Wtedy słyszę "Cześć!" Odwracam głowę i widzę znajomą twarz - koleżanka motocyklistka (z którą wprawdzie od stu lat razem się na moto nie spotkałyśmy). Wymieniamy kilka zdań, ale tworząca się za mną kolejka nie pozwala na dłuższe pogaduchy. Dostaję życzenia szerokiej drogi i odjeżdżam. Świat jest mały ;)

Dojeżdżam do Bielska, do Piotrka. Kawka/herbatka, pogadanka i sprawdzanie daty produkcji w oponach jego DLa. Na mnie powoli już czas, więc ustalamy, że pojedziemy razem do Zwardonia i tam każde ruszy w swoją stronę - ja na południe, Piotrek na objazd okolicy. Jeszcze tylko tankowanie i możemy jechać. Poza kilkoma krótkimi odcinkami, które są średnio fajne ze względu na spory ruch, remonty i korki, które sprawnie omijamy droga jest bardzo fajna. Im bliżej granicy, tym bardziej urokliwa. W Zwardoniu zatrzymujemy się na stacji benzynowej - dotankowuję odrobinę paliwa, żeby Olivier znów miał pełny bak. Siadamy jeszcze na chwilę, żeby pogadać, zrobić jakąś kawę i lodzika. Pani z obsługi stacji robi nam pamiątkową fotkę pt. "Pożegnanie z Afryką", nie szczędząc przy okazji Piotrkowi komplementów jaki to jest przystojny ;) Jest miło, ale plan trzeba realizować - Chlory i Alpy na mnie czekają, więc żegnamy się z Piotrkiem i jadę. Szkoda, że sama, jednak "z kimś" jeździ się przyjemniej.


Jest bardzo ciepło. Kilometry uciekają. W Bratysławie, gdzie ordynuję sobie kolejny postój na tankowanie, siku i coś do jedzenia termometr pokazuje 33 stopnie. Kolejny przystanek to granica austriacka i kupowanie winietki. Paznokcie - a jakże - pod kolor. Młodzieniec z samochodu parkującego obok przygląda się mojemu motocyklowi i mnie, po czym po angielsku mówi coś w stylu, ze super i że dobra robota. Patrzę na polską rejestrację samochodu i odpowiadam w ojczystym języku i wtedy widzę na twarzy chłopaka lekkie zdziwienie i zmieszanie. Studiuje na krakowskim AWFie i zaprasza w odwiedziny.Czy ja naprawdę wyglądam tak młodo, że studenci mnie wyrywają, czy sobie dorabiam? ;)


Kilkadziesiąt kilometrów dalej, łapie mnie burza, która szaleje nad Wiedniem. Dalsza droga mija w naprzemiennym deszczu i słońcu, z przewagą tego pierwszego im bliżej celu. Droga jest nudna. Standardowo - remonty, ograniczenia prędkości (IG-L) i smród nawozu z pól. Austria. Myśli gdzieś błądzą, biegną do różnych spraw - tego co było i tego co będzie. Znowu coś szwankuje mi z nawigacją - niby kabel wymieniony na nowy, ale wyłamany pin zarysował styki i co jakiś czas navi traci zasilanie. Upierdliwa sprawa. Co jakiś czas staję, żeby wypróbować kolejny patent, który tymczasowo rozwiąże problem. Na razie bezskutecznie.


Dojeżdżam prawie na miejsce - zanim zamelduję się w pensjonacie zrobię to co robiłam w zeszłym roku - jadę na placyk przed marketem i kręcę kółka i ósemki. Świeże opony środkiem już są przetarte, ale boki jeszcze mają fabryczne "cycki". Trzeba je trochę przytrzeć. Po paru minutach, gdy już kręci mi się w głowie, sprawa jest względnie załatwiona i mogę podjechać do bazy. Jeszcze tylko tankowanie i już się melduję.

Co prawda w najlepsze trwa akurat oglądanie filmów z dzisiejszych jazd szkoleniowych, ale oczywiście przeszkadzam robiąc trochę zamieszania. Kwateruję się, zjadam kolację i mogę się zintegrować z resztą ekipy. Już wiem, że będzie wesoło. Oj, bardzo!


Przejechane: 1008 km


1 komentarz:

  1. fajnie się czyta. Następnym razem polecam raczej dostać się w Alpy drogą bardziej od południa - A2 na Graz, S6 na Leoben, później A9 i E651. Trochę mniej kilometrów a i odcinki autostrady są ciekawsze S6 i A9 są dość kręte jak na autostrady więc nie ma nudy

    OdpowiedzUsuń