niedziela, 6 października 2013

MRU - Zlot Absolwentów Motoszkoły

27-29 września 2013

Trzydziesty dziewiąty tydzień roku 2013 był dla mnie dość intensywny. We środę i czwartek byłam służbowo w Pradze. W piątek rano wyrokiem sądu zakończyłam stary i rozpoczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Po południu siedziałam już na motocyklu i gnałam w kierunku Międzyrzecza - na V (a dla mnie drugi) Zlot Absolwentów Motoszkoły.

Pogoda dopisywała aż do Świebodzina, gdzie Wielki Posąg skumulował chyba wszystkie chmury w okolicy i porządnie lunęło deszczem. W Międzyrzeczu stanęłam jeszcze na stacji benzynowej, żeby zatankować przed sobotnią pojeżdżawką po okolicy. Dwóch facetów oceniło Oliviera słowami "ładny jest", a mnie dostało się standardowe pytanie: "Pani tu sama z Krakowa przyjechała"?

Z Międzyrzecza udałam się do Pszczewa, gdzie w ośrodku Jeziorak była baza zlotu. Dojechałam w miejsce oznaczone "strzałką" na mapie ze strony www ośrodka - i nic. Pokręciłam się po okolicy - nic. Pod sklepem stało kilku lokalnych żulków, każdy z puszką piwa. Stanęłam obok: "Dobry wieczór, jak dojechać do ośrodka Jeziorak?". Ten najbliżej mnie zrobił wielkie oczy "Ja nie mogę, kobieta na motorze". Na co drugi, bliżej wejścia do sklepu "Co? O co chodzi". Na co ten pierwszy do niego "Cicho, ty się nie odzywaj" i do mnie: "Pani jedzie w stronę Międzyrzecza, na cepeenie w lewo, potem jest figura i tam w prawo, cały czas asfaltem, będzie trza jeszcze raz skręcić w prawo i pani dojedzie". Podziękowałam, ruszyłam. Cepeen to maleńka stacyjka benzynowa w Pszczewie, taka z jednym dystrybutorem ;) Potem rzeczywiście - skrzyżowanie z kapliczką i nawet mało czytelna tablica ze strzałką na Jeziorak. Za to potem dróżka szerokości poloneza caro z chlapaczami (to określenie padło później i opisywało zupełnie inną drogę, ale bardzo mi się spodobało i je "przywłaszczyłam") i gruntowe odnogi, ale że miała trzymać się asfaltu to się trzymałam.

W końcu udało się dojechać pod ośrodek i zameldować w recepcji. Nie zdążyłam nawet podjechać pod domek, w którym miałam mieszkać, a już pojawił się komitet powitalny, wskazał miejsca parkingowe i zaoferował pomoc w rozpakowaniu.


Potem była kolacja i impreza w naszym babskim pokoju typu lux (nr 26). Oczywiście zorganizowana w sposób "nie wiem czy wiecie, ale u was jest impreza". Były drinki i kawały bardzo niskich lotów, fantastyczne opowieści i generalnie dużo śmiechu.


Sobota zaczęła się śniadaniem, podziałem na trzy grupy i koło 9:00 udało się wyjechać na zwiedzanie Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.

Pierwsze miejsce to Pętla Boryszyńska. Najpierw zwiedzanie podziemi.


Ochy i achy nad Olivierem ;)

















zdechły nietoperek

świeższy zdechły nietoperek














Potem kawa i "ciasteczko".


A następnie podział na dwie grupy: asfaltową i offradową i zwiedzanie kolejnych obiektów. Oczywiście zapisałam się do grupy off ;) Było bardzo sympatycznie, trochę błotka, trochę piasku, trochę różnych innych nawierzchni. Olivier radził sobie wyśmienicie ;) ale w grupie spektakularna gleba w błotko się zdarzyła ;)



Tu Bond powiedział: "stanę tam dalej w wodzie i zrobisz fotkę", ale gdy nagle wpadł do połowy łydki wyszedł z tej kałuży szybciej niż do niej wszedł ;)


moto Zbyszka po glebie... chwilę wcześniej mówił "nie po to ma się GSa, żeby w teren nie pojechać ;)





tam w dali widać Rio Świebodzinejro





grupa asfaltowa, tzn jej część, w transporterze opancerzonym - taki mieli off















hard enduro Bonda :)






Po powrocie do bazy był obiad, a po obiedzie podglądałam przez chwilę jak pawie zaczepiają kury ;)







Następnie były konkursy: Motocykliści z pedałami (dwuosobowe ekipy ścigały się na rowerach wodnych; system pucharowy), konkurs wiedzy: Prawo o ruchu drogowym (21 pytań testowych z egzaminów na kat. A) i konkurs fotograficzny (głosowanie na dwa najlepsze zdjęcia z motocyklem w tle). W pierwszym konkursie nie startowałam z powodu skręconej nogi, która jeszcze trochę mi dokucza, w drugim niestety nie błysnęłam tak jak w zeszłym roku (zajęłam wtedy drugie miejsce), ale za to w trzecim udało mi się zająć drugie miejsce i zgarnęłam voucher na kurs bezpieczny w 2014 roku :)




























Po konkursach były jeszcze prezentacje zdjęć z podróży - mojej na Kaukaz, a także innych zlotowiczów: do Rumunii, do USA (Route 66), do Chorwacji, Bośni i Czarnogóry i filmik Rafała o Sardynii na endurakach (podtytuł "Miga mi?" ;)). Do tego grill i piffko.

Przed północą poszłam już spać, bo następnego dnia musiałam wcześnie rano wyruszyć do Krakowa, żeby zdążyć na kolejny event w tym naszpikowanym atrakcjami tygodniu - koncert finałowy w ramach Festiwalu Muzyki Filmowej (Projekcja filmu Matrix z symultanicznym wykonaniem ścieżki dźwiękowej przez orkiestrę symfoniczną pod batutą kompozytora muzyki do tego filmu).

Niedzielny poranek to mgła, trzy stopnie. Dopiero około 11 słonko przebiło się przez wilgoć i zaczęło przyjemnie grzać. Sporą część trasy przejechałam w towarzystwie trzech innych motocykli (dwóch chopperów i transalpa) - najpierw oni podpięli się ode mnie, a potem jak zwolniłam podczas rozmowy telefonicznej wyprzedzili mnie i ja  podpięłam się pod nich. Do domu dotarłam koło 14:00 więc był jeszcze czas na rozpakowanie się, zakupy w celu uzupełnienia lodówki i wyskoczenie do knajpki na obiad przed wieczornym koncertem (a swoją droga koncert był suuuper. Film, mimo, że z 1999 roku, dalej robi wrażenie, nawet jeśli się go ogląda po raz setny i w zasadzie zna na pamięć... A muzyka, która w czasie takiego koncertu wybija się na pierwszy plan po prostu świetna! Ciekawe co będzie za rok :))



Przejechane: 1144 km. 
Jak zwykle - warto było :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz