niedziela, 22 września 2013

Caucasus Tour 2013 - epilog

Od powrotu z wyjazdu minął ponad miesiąc. Miesiąc, w ciągu którego mocno zassała mnie praca (w końcu trzeba było nadrobić trzytygodniową nieobecność), miałam kilka wyjazdów motocyklowych (które spowodowały, że przejechałam kolejne 3000 km), a także dwukrotnie prezentowałam zdjęcia z Caucaus Tour szerszej publiczności.

Z perspektywy czasu mogę potwierdzić to, co czułam podczas i tuż po tym wyjeździe - póki co to wyjazd życia. Piękne krajobrazy i w ogóle tamtejszy klimat to coś, co chyba wspominam najlepiej. W dodatku przejazd trasą zaproponowaną przez Grześka był dla mnie jednym wielkim, trzytygodniowym poligonem, na którym ćwiczyłam technikę jazdy. Było wszystko, każdy rodzaj nawierzchni i terenu (no, może z wyjątkiem piachu (ale to nadrobiłam po wyjeździe)). Każde warunki pogodowe. Była radość i złość, śmiech i łzy. Było wszystko. Ten wyjazd był pełny i kompletny.

Pojechałam trochę "w ciemno". A reszta ekipy "w ciemno" mnie przyjęła do grupy. Nie wiedzieli, czego się po mnie spodziewać, jak jeżdżę, czy dam radę. Nie wiedzieli o mnie nic, ja nie wiedziałam nic o nich. Czy to był udany eksperyment? Do końca nie mam pewności. Nie wiem, i chyba nigdy się nie dowiem jak to było ze mną na pokładzie ;) Ja wiedziałam, że zawsze mogę na chłopaków liczyć, że pomimo różnicy wieku i doświadczenia dość dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. I wreszcie się dowiedziałam, o czym gadają faceci przy piwie ;) Czy powtórzyłabym ten wyjazd? Tak, na pewno.

Najbardziej w sumie zmęczyła mnie Gruzja - tym jak się tam jeździ - to trochę nie na moje nerwy, jestem zbyt poukładana na takie szaleństwa. Z drugiej strony najciekawsze przejazdy - te najpiękniejsze i najtrudniejsze zarazem były właśnie w Gruzji... Szkoda, że nie zawsze umiałam się tym cieszyć, bo wkurzenie na siebie i swoje słabości przesłaniało mi te wrażenia. Armenia w sumie mnie pozytywnie zaskoczyła. A Górski Karabach był po prostu piękny.

Tak czy inaczej teraz cieszę się, bo dałam radę. Mimo wszystko. Udało się. Szalenie było mi miło, gdy usłyszałam od innego motocyklisty po pokazie zdjęć: "Szacun za przejazd do Uszguli. My zawróciliśmy..."
Urosłam...

Statystyki:
- ilość dni: 22 (w tym 3 dni bez jazdy)
- przejechany dystans: 6506 km
- odwiedzone kraje: Bułgaria, Turcja, Gruzja, Armenia i Górski Karabach (kraj nieuznany przez żadne państwo)
- ilość gleb: chyba 12...
- co się nie przydało - narzędzia i części zamienne, namiot i mata, znajomość angielskiego ;)
- co się przydało najbardziej - camelbak (jak zwykle), plaster w rolce - zarówno na rękę jak i do zabezpieczenia tureckiej winietki ;), ciuchy termoaktywne z MotoActiv (zwłaszcza koszulka merino z krótkim rękawem - idealna, gdy pogoda nie mogła się zdecydować).

Szczególne podziękowania należą się:
- Grześkowi - za mistrzowskie opracowanie programu wyjazdu,
- Wszystkim uczestnikom: Grześkowi, Bułkowi, Romkowi, Rogalowi, Robertowi, Przemkowi i Witkowi - za towarzystwo, pomoc i wyrozumiałość,
- Ani (damie) - za przewodnik i mapę,
- Tomkowi - za wsparcie przed, w trakcie i po wyjeździe, za pomoc i doping,
- Wszystkim, którzy trzymali kciuki.


I na deser - kilka słów od innych uczestników wyjazdu:

[Rogal] No to ja walnę pierwszy, bo zaraz zapomnę, że w ogóle gdzieś byłem...

Rzeczy cacy :
1) cała robota która odwalił Grzegorz. Przynajmniej pierwsza część w której brałem udział, wydaje mi się, naprawdę profesjonalnie przygotowana. Plan był super!
2) Wesoła kompanijka! W ekipie nie było, żadnych ludzi nadających na złych falach według mojego odbiornika.
3) Armenia jest Cacy! Gruzja zresztą też.
4) wieczory kabaretowe z obowiązkiem opowiadania kawałów.
5) kawa Romka...  ( Następnym razem może wezmę mleczko w proszku? – co sądzicie?)
6) Armeński Koniak
7) Niewysokie koszty wyprawy na miejscu.

rzeczy bee....
1) brak dzikich noclegów przy ognisku i mało off-roadu ( wiem, jestem zboczony i w drugiej części wyprawy podobno to nadrobiliście)
2) Turcja...  – zło konieczne.
3) mam za krótkie nogi! Albo dziobak, ma za długie.
4) za krótki mój wyjazd, bo chętnie bym go widział rozłożonego na 4 tygodnie, z wieloma postojami, w górach na campingach, z syceniem wzroku i chwilami zadumy. Ech  życie ..Może za rok...
5) wyprzedzanie na trzeciego i spychanie motocykli w Turcji i Gruzji.

Jednym zdaniem: Jak najprędzej chce tam jechać ponownie! Dla porównania po Maroku jedno zdanie brzmiało tak: "Nigdy więcej"



[Grzesiek] Powiem szczerze ze wciąż wychodzi ze mnie zmęczenie, dopóki jesteś w trasie trzyma cię adrenalina, ale już po wszystkim gdy schodzi z ciebie ciśnienie wychodzą trudy wyjazdu ... ale było warto, do tej pory jestem pod wrażeniem ....

1. Co było ok
- ludzie tworzą klimat i wydaje mi się że naprawdę zespół był dobrany - pomimo trzech tygodni razem co jest dużym osiągnięciem nie było większych problemów, te małe to wynik zmęczenia
- przepiękne klimaty i ludzie Armenii, historia czyhająca na Ciebie na każdym kroku - a to VI, a to X, a to XII wiek!
- kucany berek na linii frontu :-)
- Gruzja z jej pejzażami, offowymi drogami i ludzie... porażająca potęga gór
- szczęśliwy powrót do domu bez kontuzji i awarii

2. Co było be
- nudny przejazd przez Turcję choć o dziwo w drodze powrotnej do przejścia
- bajzel winietkowy w Turcji aczkolwiek dostarczył atrakcji
- chwilowy brak współpracy żołądka i flory azjatyckiej :-)

Generalnie jak dla mnie wyjazd życia, już wiem że Europa będzie dla mnie nudna , zostanie tylko ekspansja daleko na wschód - i to nie w poszukiwaniu jakiejś cywilizacji :-)



[Przemek] Dla mnie wyjazd był super i mogę go zaliczyć do najlepszych w jakich brałem udział. Co było naj:
- piękno Gruzji
- przyjaźnie nastawieni Gruzini
- przyjazna i pomocna gruzińska policja
- dobre lokalne jedzenie
- fajna ekipa i fajne popołudniowe pikniki
- wyluzowane krowy na drogach
- fajne offroadowe traski oraz super asfaltowe winkle
- nasze motocykle które spisały się dzielnie i bezawaryjnie dojechały do domu.
- to że wódz Grzegorz wszystko zaplanował i szczęśliwie doprowadził stadko do domu
- superowska pogoda i kamizelka BMW cool down ;)
- cena benzyny w Gruzji

co było be :
- może oszołomstwo na drogach aczkolwiek miałem szybką aklimatyzację ;)
- moje wyro i kibelek w “uzdrowisku” aczkolwiek była to też przygoda
- przekraczanie granicy tureckiej
- cena benzyny w Turcji

Chciałbym wam podziękować za towarzystwo i wspólną jazdę a Grzegorzowi za organizację.



[Bułek] Dla mnie wyjazd życia. Sporo obaw przed wyjazdem, ciężki motocykl, 3-tyg. w trasie no i spora grupa czy damy radę?
Najpierw plusy bo było ich sporo:
- widoki, góry, przestrzenie o przyrodzie nie wspomnę - bomba
- ludzie ich życzliwość, bezinteresowność
- jedzenie "szczęśliwe mięsko, które łazi wszędzie" no i pomidory - u nas takich nie ma
- "kościółki" ich położenie
- drogi - myślałem że będzie gorzej
- no i towarzystwo bez tego wyjazd by się nie udał, wspieranie się na wzajem i pomoc na którą zawsze można było liczyć ( nie licząc epizodu kiedy psy mnie chciały "zjeść")
- kierowcy w miasteczkach w Gruzji - było wyzwanie
- pikniki

Minusy:
- przelot przez Turcję
- cena paliwa w Turcji
- błoto - za ciężki motocykl i opony nie te
- za mało czasu na integrację z "Tubylcami"
- pieski
-....... już zapomniałem

Duże podziękowania dla Komandora - super trasa.
Mam nadzieję że kiedyś załapie się na coś podobnego i w Takim towarzystwie.

A zapomniałem
Plusy:
- czacza -chyba tak się pisze



[Romek] To chyba zostałem tylko ja, wiec teraz moje wynurzenia :
Nie ukrywam, że obawiałem się tego wyjazdu. Trzy tygodnie to już prawie pewne, że zrobią się napięcia, bo doświadczenie z poprzednich wyjazdów mówiło koniec drugiego tygodnia jest zazwyczaj już lekko nerwowy - i tym razem się zawiodłem.
Ale dorzeczy, jako czołowy malkontent  zacznę od minusów:
Po 1 i 2 i 3 piłowanie po Turcji. Kocham przelotówki ! I to przy tej cenie paliwa - bajka.
A plusy:
1. Jak zawsze przygotowana do perfekcji trasa, dzięki dla wiadomo kogo. Choć trzeba zrobić małą uwagę, że tym razem Komandor nie skręcał we wszystkie napotkane drogi podporządkowane, co mnie lekko zirytowało.
2. Zabytki w Armenii
3. Przyroda na Zakaukaziu
4. No i towarzystwo - powiedzmy znośne jakoś się dało wytrzymać ze smutasami.
Dzięki wszystkim za wspólny wspaniały wyjazd. Za całą wyjazdową atmosferę . Jak zwykle jadę z Wami w ciemno, więc proszę mnie uwzględnić w następnych planach.


Witek nie chciał się podzielić swoimi wrażeniami z wyjazdu ;)

foto: Grzesiek


Robert w sumie też nic nie napisał. ;)


Ale jak to się zmieni, to uzupełnię ten wpis o ich przemyślenia :)


I jeszcze kilka informacji praktycznych - może się komuś przydadzą:
- tureckie winietki można wyrobić na niektórych stacjach benzynowych, ale nie wiem czy jest sens ;) może być z tym sporo kłopotu, a z relacji innych motocyklistów wiem, że "niemanie" winietki w zasadzie niczym nie grozi
- policja w Gruzji jest bardzo uczynna, generalnie nie zajmują się utrudnianiem ludziom życia. Jak poznać posterunki policji? To najnowocześniejsze i najbardziej wypasione budynki w każdej miejscowości ;)
- gruzińskie toasty - wznosi zazwyczaj jedna osoba, podczas jego mowy nie można pić - dopiero jak skończy ;)
- gruzińskie porcje żywnościowe są ogromne - warto rozważać zamawianie np 2 porcji na 3 osoby
- wymiennie używają kolendry i pietruszki - jak ktoś ma z tym problem, to może być średnio... ;)
- angielski nie jest powszechny, w zasadzie z kilkoma wyjątkami łatwiej było się dogadać po rosyjsku (tylko że nikt od nas nie znał go w odpowiednio dobrym stopniu), ewentualnie na migi lub pismem obrazkowym (np. w Turcji).
- Górski Karabach - warto odwiedzić, procedury wizowe są banalnie proste, można wizę wyrobić w Erywaniu albo w Stepanakercie, już po przekroczeniu granicy, urzędnicy mówią płynnie po angielsku, wizę dostaje się na kartce, żeby nie było problemów jakby ktoś się jeszcze wybierał do Azerbejdżanu. W każdym razie w paszporcie nie ma śladu po pobycie w tej separatystycznej republice.
- ruch drogowy - trzeba uważać, na drodze może być wszystko - każde zwierzę, pojazd. Szczególnie trzeba uważać na psy, krowy i krowie placki - może być ślisko. Jeśli wytyczaliśmy trasę z włączoną nawigacji opcją "omijaj drogi gruntowe" to na bank jakaś cześć trasy była offem. Albo chociażby "nieasfaltem". Taka sytuacja ;) Ale trzeba to brać pod uwagę planując dzienne przebiegi. Oznakowanie dróg/kierunków jest średnie, czasem go nie ma wcale ;) Nie ma reguł oprócz jednej - większy może więcej. Nagminne jest włączanie się do ruchu bez ustąpienia pierwszeństwa tym już poruszającym się. Może dlatego wszyscy jeżdżą środkiem jezdni, często okrakiem przez linię środkową - na wypadek gdyby coś się włączało do ruchu... a im jest bardziej "ociężałe" tym chętniej się wytacza bez ostrzeżenia. Wyprzedzanie na trzeciego, brawurowa jazda, wpychanie się w każde wolne miejsce - tak się tam jeździ. O ile w tamtą stronę Turcja była już niezłą "Azją" to przy powrocie była uporządkowana jak Niemcy ;) Motocykli w tamtych rejonach jest mało, a jak już są to jakieś urale czy tego typu powolne wynalazki, także lokalesi mają słabe pojęcie jak się jeździ motocyklem i co współczesne motocykle potrafią (albo i nie).

5 komentarzy:

  1. Dziki rejon więc i dzikie prawo poruszania się po drogach :)

    A swoją drogą GS'y to bardziej na jakiś delikatny szuter niż typowe off-roady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjazd nie był typowym offroadem - było wszystko. Uważam że sprzęt na taki wyjazd był odpowiedni...

      Usuń
    2. Oczywiście że odpowiedni. Głównie właśnie ze względu na to że "było wszystko". Ale widać wyprawa dobrze zaplanowana. Widać że niektórzy robią to nie-pierwszy-raz :)

      pozdrawiam,

      Usuń
  2. To musiało być niesamowite doświadczenie. Uwielbiam motocykle, ale nigdy niestety nie wybrałam się w dalszą trasę - po prostu nie mam swojego i jedynie od czasu do czasu ktoś da mi się przejechać ;-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Wam tych wypraw. Wspaniały blog z pasją. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń