wtorek, 21 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - Tęcza-sręcza

11 sierpnia 2012 - sobota

Leje. Budzimy się dość wcześnie, żeby wyjechać jak najszybciej, ale leje i jest nieprzyjemnie. Wszystko jest przygotowane, ale jakoś tak nie chce się wychodzić z domu. W końcu podejmujemy męską decyzję - nie ma to tamto, trzeba jechać. Nikt nie mówił, że na lody do Włoch jedzie się dla przyjemności. To obowiązek, który trzeba spełnić, czy pada, czy nie pada. Na wszelki wypadek sprawdzam, czy 11 sierpnia przypadają imieniny Konrada (bo jak wiadomo na św. Konrada deszcz pada albo nie pada). Nie, imieniny obchodzą Klara, Zuzanna i Filomena.

Leff dopracowuje trasę, bawi się moim telefonem, żeby sparować słuchawkę bluetooth i czyta "Tygiel" Kossowskiego (polecam!!!). Ja ogarniam chatę, robię porządek w lodówce, żeby nic nie zdechło i upewniam się że mam spakowane wszystko, czego potrzeba (a nawet więcej).


Kaski wyposażyliśmy w interkomy, więc Leff będzie mógł słownie spamować mi przez całą drogę :)


W końcu nadchodzi wiekopomna chwila - deszcz przechodzi w mżawkę i można powoli pakować się z betami na motocykle. Topcase Gustawa gdzieś przecieka i zbiera się w nim woda. po kilku dniach kiepskiej pogody, tj. deszczu i ciepełka wnętrze kufra zaczyna śmierdzieć jak bakisty na żaglówkach. Nie pozostaje mi nic innego jak zafundować topcase'owi szybki prysznic i obkleić go tu i tam taśmą McGyvera.



Dobrze, że pazurki nie ucierpiały przy pakowaniu :)


Jesteśmy gotowi do wyjazdu. Fotka przedwyjazdowa i w drogę!


Kierujemy się na granicę w Cieszynie, przez A4 i S1. Standardowo przed Katowicami zatrzymujemy się na Orlenie. Podczas poprzedniego wyjazdu, nad Bałtyk, przesiadałam się tu z Giselle na Gustawa. Tym razem stajemy, bo nie działa mi prawa słuchawka w interkomie i bardzo mnie to wkurza. Coś majstrujemy, układamy inaczej kabelki i zaczyna działać. Wysyłam pierwsze raporty z podróży i jedziemy dalej.


Na S1 zaczyna LAĆ. Przez wielkie "L", "A" i "Ć". Leff nadaje komunikat, że zwalniamy, bo boi się uślizgu przedniego koła. Słabo go słyszę, bo deszcz wali po kasku, a prawa słuchawka znowu przestała mi działać. Wkurzam się straszliwie, bo nie lubię "nie słyszeć". S1 jest w dużym stopniu w remoncie i na jezdni jest straszny syf. Prędkość spada, humory siadają. Nie jest dobrze. Jest zimno, późno i niestety nie aż tak daleko od domu jak byśmy sobie tego życzyli.Gdzieś przed Cieszynem stajemy na stacji benzynowej, żeby dotankować motongi i rozgrzać się ciepłym jedzonkiem i piciem. Leff opiernicza żeberka, ja schabowego, pijemy herbatki i znowu zajmuje nam to więcej czasu niż byśmy chcieli. Kupujemy winiety na Austrię (25 PLN za 10 dni). Na Czechy okazuje się, że dla motocykli winiet nie trzeba :) Wreszcie jakaś dobra informacja tego dnia :) Leff idzie do WC i przynosi drugą dobrą informację. A raczej kwitek - kibel kosztuje złotówkę, ale paragonik jest wart złotówę i można go zrealizować na stacji benzynowej. To ja też idę siku. Gromadzę 3 kolejne paragoniki (które zdmuchnięte przez powietrze z suszarki do rąk wpadają mi do umywalki pod wodę, ale szybko je osuszam tą właśnie suszarką) i już mamy 4 zyle do wydania. Ach ta krakowsko-poznańska pomysłowość :) Leff idzie wymienić je na coś a ja naklejam winiety na motongi. Za chwilę słyszę kilka bluzgów i groźbę opisania sprawy w prasie. Okazuje się że jedna osoba może zrealizować jeden kupon, bo pracownicy stacji sprawdzają na kamerkach ile razy ktoś był w kiblu i ile może kuponów zrealizować... No comments. 

Deszcz jakby zelżał więc jedziemy. W Czechach droga jest taka sobie, w kwestii oznaczeń nic się nie zmieniło, więc raz się jedzie na Brno, innym razem na Nowy Jicin, a jeszcze kiedy indziej na Ostravę... Na szczęście nigdzie się nie gubimy i sprawnie zmierzamy w kierunku Austrii. Deszcz gdzieś "przechodzi bokiem" a z innej strony wychodzi słońce. W efekcie towarzyszą nam piękne tęcze, podwójne, intensywne, pełne, piękne. Rozpostarte nad droga jak brama albo rozpościerające się z boku. W głowie gra mi "Ostrość na nieskończoność" ;)









Leff rzuca hasło "tęcza-sręcza" i pyta mnie czy wiem skąd pochodzi. Nie wiem. Tym sposobem wpadamy na pomysł mini-konkursu - pierwsza osoba, która odpowie skąd jest ten tekst i w jakich okolicznościach się pojawia dostanie mini-nagrodę :) (Odpowiedzi wpisujcie w komentarzach ;))

Gnamy dalej. Leff spamuje mnie głosowo, ale tylko na lewe ucho. Prawa słuchawka dalej nie działa. Ech, wydać kasę na zakup sprzętu do wkurzania Doodka... bez sensu :) Leff odgraża się, że jak staniemy na nocleg to zamieni słuchaweczki w naszych kaskach, żebym miała stereo a nie mono.

Wjeżdżamy do Austrii. Urocze wioseczki i ograniczenia prędkości, których nie chcemy przekraczać. Każde z nas ma jakieś tam średnio miłe doświadczenia z austriacką Polizei i chyba nie chcemy kolejnych. Temperatura jest raczej wiosenno-jesienna. Mimo, że nie pada, nie zdejmujemy kondomików przeciwdeszczowych, bo te robią całkiem dobrą robotę w ochronie przed wiatrem i chłodem.

Tankujemy i pijemy kawkę tuż po zachodzie słońca. Leff załatwia jakieś biznesy przez telefon. Ja też coś tam nadaję w świat. Niebo wygląda naprawdę pięknie.



Temperatura spada  w miarę jak podążamy na południe. Zaczynają się tunele. Wjeżdżamy w gory. Z jednej strony dobrze, bo w tunelach temperatura rośnie do 15-17 stopni. Z drugiej źle, bo jak się z nich wyjeżdża to spada. Mocno. Nawet do 7 stopni. Nosy marzną, grzane manetki pracują na drugim stopniu grzania. Brrr. Około północy jesteśmy przed Klagenfurtem. Ja mam oczy na zapałkach, a kawa powoduje, że tylko lepiej zasypiam, więc decydujemy się na nocleg w przyautostradowym motelu. Cena rozwala, ale Leff mówi, że wrzuci to w koszty jakiejś delegacji :) Pijemy espresso i idziemy spać. 
"Może jutro będzie cieplej" (przy okazji - pytanie poza konkursem - skąd ten cytat ;))


7 komentarzy:

  1. haha Tęcza-srecza napis na kafelkach w Misiu- PZDR Bawarka

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! :-D
    Wygrałaś talon na balon :-) Nagrodę jakoś Ci przekażę, pewnie na zlocie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A kiedy do wygrania będzie śrubokręt z widokiem na morze? :D
    Logan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, jak będzie kolejna wycieczka nad morze? ;)
      A poza tym, skąd wiesz, co teraz było do wygrania ;P

      Usuń
  4. Trzeba było sprawdzić dokładniej bo może było św. Hieronima. A jak wiadomo, na św. Hieronima jest pogoda albo i ni ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem sprawdzę ;)
      A co tam u Ciebie? Jest pogoda? Czy ni ma? ;)

      Usuń
  5. Doodek samą prawdę napisała. Wszystko było dokładnie tak jak w zamieszczonej relacji. Poczekajcie, poczekajcie, a wkrótce dowiecie się o tym jak z Doodkiem, Gustawem-Stanisławem i Giselle wjechaliśmy na włoski odpowiednik Wawelu... :D Do tego będą italiańskie smaki i zapachy, pomykanie po winklach, demolowanie barier drogowych i związany z tym wielokrotny zawał serca Pnajśw. Pamięci leff oraz, co z tego wynikło. :)

    @Bawarka: nie wierzyłem, że ktoś poda prawidłową odpowiedź na pytanie konkursowe. Normalnie "szap o bas". ;) Nagroda czeka Cię cudna, magiczna, magnetyczna i...przyszłościowa. :)
    (Pn.P. leff)

    OdpowiedzUsuń