sobota, 11 sierpnia 2012

Lody włoskie 2012 - prolog

Plan wchodzi w życie. Co prawda z małym opóźnieniem, ale "dzieje się".

Motocykle, Giselle i Gustaw, stoją pod balkonem. Kufry stoją w przedpokoju. Jest nieco po północy w nocy z piątku na sobotę. Pierwotny plan zakładał,że teraz Leff i ja będziemy już w Bratysławie, ale jak to w życiu bywa, coś nie wyszło, coś się obsunęło i jest jak jest. Wyjeżdżamy w sobotę rano.

Tak naprawdę "pierwsze lody tego wyjazdu", nie do końca włoskie, ale tak czy inaczej bardzo dobre, zostały zakupione i zjedzone w Białobrzegach. Dlaczego tam? Bo akurat w ciągu tygodnia służbowo odwiedziłam Warszawę. Na motocyklu, co zdarzyło mi się po raz pierwszy :) Tam dołączył do mnie Leff, który również załatwiał tam kilka spraw służbowych. Do Krakowa wracaliśmy już wspólnie, więc w zasadzie podróż "na południe" już się rozpoczęła. Piątek, spędzony "w pracy" okazał się "jednodniową przerwą w wyprawie". Bardzo intensywną, przerwą, bo trzeba było po pierwsze primo - popracować, i to w moim przypadku nie mało, a po drugie primo - przygotować się do wyjazdu.
Czyli: zapakować (niestety z powodu braku "dilpaków" nie mogłam zapakować się "próżniowo") oraz poprawić sobie humor kolorowymi paznokciami. Tym razem na pazurkach zagościł kolor "Tasmanian Devil" - jak widać "forumowy" tytuł Czorta zobowiązuje ;) Leff z grubsza opracował trasę na najbliższy tydzień. Zapowiada się fajny wyjazd.Ciekawe ile lodów uda się zjeść :)

1 komentarz:

  1. Oby jak najwięcej słodkości! :) Powodzonka Wam życzę w trasie!

    OdpowiedzUsuń