poniedziałek, 6 stycznia 2014

Dobry początek tygodnia...

06 stycznia 2014 - poniedziałek

W nocy nie śpię za dobrze - budzę się koło czwartej... Po godzinie zasypiam ponownie i wstaję koło dziesiątej... Jeżdżące ulicą samochody informują mnie, że jest mokro. Z drugiej strony widać jakieś słońce. Z trzeciej - mam zakwasy po wczorajszej siłowni. Co tu zrobić... jechać, nie jechać. W końcu mówię sobie - będzie dobrze, jest cieplej i przyjemniej niż w Nowy Rok, a wtedy było dobrze. Melduję że będę - co najwyżej się spóźnię chwilkę. Wrzucam w siebie jakieś śniadanie, ubieram motociuchy i pędzę do garażu. Droga slalomem przez chodnik powoduje, że przypomina mi się jedna ze scen z "Dnia Świra"... Żeby tylko w nic nie wdepnąć... Masakra...

Na "Matecznym" stawia się nas pięcioro. Ustalamy, że będzie głównie asfalt, ewentualnie lekki teren. Po ostatnich opadach deszczu może być mokro, a ja i błoto nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ale nic to, będę twarda jak żelki z Biedronki ;)


Traska jest bardzo dobra jak dla mnie. Taka trochę znana-nieznana. W zasadzie nie mam nigdzie większych problemów, choć jeden błotnisty odcinek pokonuję "swoim tempem", dla chłopaków chyba zbyt wolnym, bo ustalają, że więcej takiego nie będzie... Poza tym jest świetnie. Asfalt, miejscami całkiem suchy, polne i leśne ścieżki z kamieniami i kałużami, świetne szybkie szutry, trawa... eee... błoto... i ścieżka zastawiona betonowymi płytami - zawrócenie na grząskim nasypie chwilę trwa i niestety muszę poprosić o pomoc... Potem tradycyjna przeprawa promem (komu wiszę złotówkę?) i bocznymi dróżkami do Krakowa.








 





Olivier ma na sobie kolejną warstwę tegorocznego błota... przechodzi mi przez myśl, żeby zajechać na myjnię i go umyć, ale odpuszczam tym razem ten pomysł... Jeszcze będzie okazja...




Przejechane: 98 km




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz