Chciałam gdzieś polatać, bo weekend zapowiadał się piękny, ale jakoś tak nie było pomysłu. Same niewiadome. W sumie przewietrzyłam Oliviera w piątkowy wieczór, jadąc na szkolenie "Sprawny motocykl - bezpieczny motocykl" (z którego wyniosłam generalnie tyle, że pewnie muszę przeregulować zawieszenie w motocyklu - bo na pewno jest źle ustawione - i znaleźć "słodki punkt" ;)) ale to za mało, jak na mój motocyklowy apetyt.
W końcu wyklarowało się, że Jacoo też rusza gdzieś przed siebie no i zdecydowaliśmy, że połączymy siły. Lekko spóźniłam się na spotkanie w umówionym miejscu, a potem jeszcze zamarudziłam przy tankowaniu. Generalnie planu na trasę dalej nie było, ale udało się ustalić pierwszy punkt kontrolny - oglądanie lądujących samolotów.
Jacoo przejął dowodzenie i ruszyliśmy mniej lub bardziej uczęszczanymi dróżkami.
Następnie sforsowaliśmy przejazd kolejowy, polną drogę z lekkim błotkiem, przyjemny szybki szuterek wzdłuż autostrady i jeszcze trochę polnej drogi, aż dojechaliśmy do "punktu widokowego". Zauważyliśmy radiowóz polujący na tych, podjeżdżających nielegalnie od strony drogi objętej zakazem ruchu.
Bez ciśnienia ustaliliśmy kolejny punkt programu - zamek Tenczyn w Rudnie. Tym razem ja przejęłam prowadzenie i rożnymi, niekoniecznie asfaltowymi, drogami dojechaliśmy do celu. Pora na kolejną porcję leniuchowania w sobotnim słońcu.
Nie wiedzieć kiedy zrobiła się piętnasta i spontanicznie pojawił się kolejny cel wyprawy - forumowa serwisowo-garażowa miniustawka po wschodniej stronie Krakowa. Dostanie się tam zajęło nam prawie godzinę, ale w końcu zobaczyliśmy kilka znajomych uśmiechniętych twarzy. Po wymianie uprzejmości, złośliwości i kawce trzeba było się zbierać, każdy do swoich spraw.
Fajny leniwy dzień...
Przejechane: 137 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz