wtorek, 27 września 2016

Himalaje 2016 - Dzień 3 - Czekając na "WOW"

05 sierpnia 2016 - piątek

A jednak stawiam się rano na jodze. Pora jest co prawda lekko barbarzyńska, ale co tam, raz się żyje. Ostatni raz kontakt z jogą miałam ze 3 lata temu, potem temat jakoś się rozjechał, więc moje rozciągnięcie pozostawia wiele do życzenia, bo pomimo regularnych treningów ogólnych i siłowych asany poszły w odstawkę. Okazuje się, że nie jest tak źle i wszystkie reprezentujemy podobny poziom zaawansowania, co przynajmniej sprawia, że atmosfera jest bardzo wesoła. W sumie tu wszystko jest na wesoło.

Poza śniadaniem czeka mnie jeszcze jeden punkt programu, a zarazem wyzwanie - wystąpienie przed kamerą. Moja nieśmiałość i niechęć do wystąpień nie ułatwiają tematu, ale "jak trza to trza". Antośka wszystko prowadzi mega profesjonalnie i na luzie, więc "jakoś daję radę". Montujemy mi na motek jedną kamerkę, ja robię lekkie zmiany na swoim kasku, i mocuję swoją i jestem gotowa do wyjazdu. W sama porę, bo zbiórka była kilka minut temu. Jeszcze tylko chwila mega wstydu przed kamerą, gdy na wyjeździe z parkingu pod hostelem, wpada mi luz i muszę się zatrzymać na mini-górce, wrzucić jedynkę i wyczołgać się w niechwale i jedziemy. W sumie to niemalże samoistne wrzucanie luzu (po minimalnym, leciutkim dotknięciu dźwigni zmiany biegów) to druga, po słabym hamowaniu/piszczących oponach zauważalna wada mojego motka. Da się z tym jeździć, ale trzeba bardzo uważać.

poniedziałek, 26 września 2016

Himalaje 2016 - Dzień 2 - Zupełnie nie w tę stronę

04 sierpnia 2016 - czwartek

Spiętrzona rzeka szumi za oknami. Czas wstawać. Jemy śniadanie w knajpce na hostelowym dachu, pakujemy się i wreszcie możemy ruszać. Pogoda jest niezła, zapowiada się ciepły, słoneczny dzień. Niemniej jednak jesteśmy w regionie, gdzie może nam popadać, więc pogoda może się jeszcze zmienić. Znosimy bagaże, te podręczne mocujemy na motocyklach i... przed nami pierwsze poważne zadanie - wyjazd z parkingu. Niby nic, a każdą z nas lekko przeraża. Jest stromo pod górkę, mocno nierówno i w dodatku trzeba zaraz skręcić w prawo (ruch lewostronny!)  w ulicę, która stromo opada i na której szaleją skutery, tuk-tuki, krowy, piesi, psy... W dodatku nie mamy pojęcia jak te motocykle reagują na gaz i ile go trzeba, żeby nie gasły (ich obroty są naprawdę mylące), jak się prowadzą, więc pierwszy manewr, który musimy wykonać naprawdę stresuje każdą z nas. Mimo to, wychodzi nam to całkiem całkiem - na całą grupę jest tylko jedna gleba przy wyjeździe, więc już wiemy, kto dzisiaj stawia piwo.

sobota, 24 września 2016

Himalaje 2016 - Dzień 1 - Orlice nadlatują

02 sierpnia 2016 - wtorek
03 sierpnia 2016 - środa

Podróż w zasadzie zaczyna się w poniedziałek. Ruszam do Warszawy załatwić ostatnie służbowe sprawunki, a także przedwyjazdowe "przyjemności".Zdaję "fokę", czyli firmowego focusa, odsyłam laptopa do Anglii. I robię "flagowy" manicure. W dodatku przeżywam Godzinę "W" w samym środku Warszawy... niesamowite... Wieczorem jeszcze odbieram naklejki, które "gonią" mnie przesyłką konduktorską i już jestem gotowa na przygodę.

We wtorek zamawiam taxi i jadę na lotnisko. Tam szybko udaje mi się zlokalizować kilka Orlic. Jeszcze gadka-szmatka, rozdawanie spódniczek i drobne wymiany bagażu podręcznego (bo musimy wziąć drona i inny sprzęt) i możemy się odprawić, pożegnać wszystkie osoby towarzyszące i udać się w głąb lotniska. Przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa i szwendamy się chwilę ale w końcu jest "final call" na nasz lot i musimy się zapakować do samolotu. W środku nie siedzimy jakoś blisko siebie.

Lot jak lot - lunch, winko, film. Tym razem "Eddie Orzeł" - lekka komedia, choć sporo w niej nieścisłości (styl V wtedy? ;)) ale na odmóżdżenie w locie w sam raz.

W Doha, gdzie się przesiadamy jest 41 stopni, więc dobrze, że cały czas przesiadki spędzimy na klimatyzowanym lotnisku. Samolotowe żarcie jet jakie jest, więc idziemy na coś normalnego do lotniskowej knajpy. Akurat jest tyle czasu, żeby zjeść i pójść na następny lot, ty,m razem dreamlinerem. A tam czekam mnie niespodzianka - upgrade do biznes klasy i miejsce 1A ;)

Cóż zrobić. ;) Jako drinka powitalnego dostaję różowego szampana, wybór żarcia tez jest niezły, a przestrzeni na nogi tyle, że nie dostaję do podnóżków ;) No i fotel rozkłada się do pełnego poziomu. Milusio. Lot upływa mi z Russellem Crowe na ekranie. I z Przebudzeniem Mocy :)

poniedziałek, 19 września 2016

Albania 2016 - a miało być tak pięknie...

21-27 sierpnia 2016

Plan jest prosty. Wracam z Indii, robię badania wstępne do nowej pracy, zaliczam fryzjera, manicure, piorę ciuchy, przepakowuję i po 2 dniach wyjeżdżam na wyjazd, który dobre 3 lata chodził mi po głowie. Ekipę wstępnie udało się zebrać. 5 osób, jedziemy, bez spinki. Wszystko gra.
Ale jak to w życiu bywa - nie do końca.
W piątek wieczorem okazuje się, że Adaś nie może jechać i tak naprawdę zostaje 2/5 pierwotnie zakładanego składu - ja i Łukasz. W dodatku ja jestem totalnie niewyrobiona, a Łukasz ma imprezowe plany na piątkowy wieczór. Przesuwamy więc datę wyjazdu na niedzielę.
W sobotę wieczorkiem wbijam do Adasia, gdzie w najlepsze trwa motoimpreza.